PIETA DE FONDULISA I ILUZJA BRAMANTEGO 

Dzieło pochodzącego z Cremony Agostina de Fondulis odnaleźć można w kościele Santa Maria presso San Satiro w Mediolanie. De Fondulis kształcił się w Padwie (w jego czasie zwano go nawet „Padewczykiem”) a także, być może, w Mantui — wpłynął na jego artystyczną drogę Mantegna. Pieta wykonana z terakoty — „Opłakiwanie zmarłego Chrystusa” — powstała na przełomie wieków XV i XVI i znajduje się w bocznej kaplicy mediolańskiego kościoła, na którym piętno odcisnęli Bramante i Amadeo. Już po powstaniu pieta uzyskała tak dobre opinie, że dzieło otworzyło Agostinowi drogę do dalszej kariery. W tym samym kościele można obejrzeć, wykonane także z terakoty, jego rzeźby znajdujące się w zakrystii. 

Sam kościół Santa Maria przy San Satiro w Mediolanie to prawdziwa perła architektury. Był to kościół parafialny Mediolanu, wzniesiony w 1478 r. (w miejscu gdzie wcześniej znajdował się kościół San Satiro), na zlecenie Gian Galeazzo Sforzy, a prace kontynuowano za czasów Lodovico Moro. Problem stanowiło „wpasowanie” nowej świątyni w już istniejącą siatkę ulic. „Za plecami” kościoła znajdowała się już contrada Falcone, przy utrzymaniu rozmiaru nawy nie można było wybudować odpowiedniej wielkości prezbiterium i absydy. 

Problem ten rozwiązał Domenico Bramante. Wybudował bowiem „fikcyjny chór”. W istocie jest to praktycznie płaska ściana, z wgłębieniem liczącym zaledwie 97 centymetrów. Jednak artysta wykorzystał efekt trompe-l’oeil – zmniejszające się kolumny i kolumienki tworzą taki wzór perspektywiczny, że chór wydaje się być głęboki. Efekt iluzji jest niesamowity, zaś turyści z zachwytem robią zdjęcia kościoła najpierw od strony nawy, by potem stanąć z boku i uchwycić „prawdziwy”, czyli płaski obraz. 

Kościół Santa Maria presso San Satiro – to perła architektury, koniecznie trzeba go dodać do listy miejsc, które warto zobaczyć w Mediolanie. 

Włoskie Madonny z Luwru

Zostać matką dziecka, które przesunie oś świata w kierunku Miłości i zmieni go na zawsze, płacąc za to swoim życiem. Jaka kobieta by się na to zgodziła? Tylko ta, która zaufała. Zostać matką dziecka bez ojca – w tamtej chwili Zwiastowania – tak jak to pojmował ówczesny świat i ona sama. Jaka kobieta by się na to zgodziła? Tylko ta, która zawierzyła, która miała odwagę, ta która zechciała sprostać niewyobrażalnie trudnemu zadaniu, trudnej MISJI. Została wybrana spośród innych i zapytana.

Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum. Czy mogła odmówić? Oczywiście, że mogła. Nie zrobiła tego jednak. Wypowiedziała swoje FIAT i tym samym misję przyjęła oraz wypełniła ją do końca. Stała się matką Jezusa Chrystusa – benedictus fructus ventris tui – i Jana spod krzyża, którego ten Jej powierzył i całej ludzkości, została matką świata. Zwyciężyła węża miażdżąc mu głowę. Zdeptała zło. Jest święta i czczona na wszystkich kontynentach, we wszystkich zakątkach globu. Nawet Koran mówi o Niej same najpiękniejsze słowa i obdarza wielkim szacunkiem jako matkę proroka.

O tym, kim jest matka i czym tak naprawdę jest przyjście na świat człowieka pisał pięknie we wstępie do książki „Dar rodzenia” śp. pan profesor Włodzimierz Fijałkowski, polski ginekolog: „Od dawna nurtowała mnie myśl utrwalenia wrażeń z przebytego porodu zapisanych przez kobiety tuż po jego ukończeniu. Przez wiele lat patrzyłem z narastającym podziwem, jak matka potrafi wówczas >>tracić siebie<<, cała oddana dziecku, które opuszcza gościnne pomieszczenie w głębi jej ciała i wchodzi w nowy, nieznany świat. Chciałem niejako udokumentować swoje osobiste spojrzenie i udostępnić je innym. Czułem się także zobowiązany, ponieważ dane mi było oglądać z bliska to misterium zmagania się ludzkiego ducha z oporem i bezwładem materii”.  

Piękne i prawdziwe to słowa. Tak, narodziny to misterium, to zgoda matki na wszelkie trudy, to miłość, ciało i duch. To życie, to wszechświat.

W takim rozumieniu narodzin człowieka, jako zgody kobiety na podjęcie się misji przekazania życia, na zatracenie siebie, na owo misterium, w którym duch ubiera się w physis, my – kobiety-matki stajemy bardzo blisko Madonny, a Ona blisko każdej z nas. Ona. Wybrana. Święta. Benedicta tu in mulieribus.

Nie znamy Jej wizerunku. Nie wiemy jak wyglądała. Przez wieki była ukazywana tak jak mówi o niej Pismo i tak jak podpowiadała wyobraźnia i dusza artystów: pisarzy, malarzy, rzeźbiarzy, złotników. Ze wszystkich istniejących pięknych wyobrażeń Madonny, wybieram dziś te, o których chcę opowiedzieć, a które namalowali włoscy giganci rinascimenta: Leonardo da Vinci, Sandro Botticelli, Rafael Santi i Andrea di Bartolo zwany Solario. Te cztery cudowne Madonny spotkałam w paryskim Luwrze. Włoski renesans – epoka bezkonkurencyjna pod każdym względem w europejskich dziejach – pozostawiła swoje ślady nie tylko w Italii, miejscu swego poczęcia i narodzenia, lecz także w licznych miejscach Europy i świata. Idę więc tropem francuskim tym razem, a potem skręcę nieco w kierunku Polski.

Tymczasem wróćmy do Luwru. To muzeum pochwalić się może niezwykłymi wizerunkami Matki Bożej, autorstwa mistrzów włoskiego renesansu. Zacznijmy od mistrza wszechczasów – Leonarda da Vinci.

Jego obraz z Luwru to „Madonna wśród skał”, albo „Madonna w grocie”. Piękny. Pełen symboli i jednocześnie trudny do interpretacji. Drugą jego wersję można zobaczyć w Londynie w National Gallery. Nie widziałam jej na własne oczy, tylko na reprodukcji jednakże mogę powiedzieć, że choć mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, że są do siebie niemal bliźniaczo podobne, obrazy wcale nie są identyczne. Różnią się w bardzo istotnych detalach. Dlaczego i po co mistrz Leonardo stworzył dwie wersje tej samej sceny? Pozostaje to jego tajemnicą, którą usiłują odkryć znawcy sztuki, włoskiego malarstwa i rinascimenta… niestety, jak dotąd bezskutecznie!

Madonna na obrazie z Luwru znajduje się po środku sceny, w geście dość zaskakującym – z lewą dłonią jakby rozwartą nad głową błogosławiącego dziecka: czy to mały Jan Chrzciciel czy Jezus? Czy ten gest Madonny ma chronić dziecko? I przed czym? Przy dziecku znajduje się postać anioła Uriela, co jest rzadkością. Anioł ten jest bowiem portretowany wyjątkowo, jeśli w ogóle, a ten akurat boską swoją urodą może zachwycić każdego. Jest doskonały. Uriel wskazuje palcem na modlące się dziecko po przeciwnej stronie, chronione otulającym gestem prawej dłoni Madonny. Wszystko dzieje się w grocie, do której wpadają przebłyski świetlne z zewnątrz. Sama grota ma bardzo głęboką symbolikę związaną z narodzinami, z dawaniem życia. Czy dlatego Leonardo tam właśnie umieścił scenę. Madonna – dawczyni życia, matka, opiekunka.

W National Gallery na obrazie Leonarda nie zobaczymy gestu Uriela, wiemy które dziecko jest kim, albowiem to o ramię Jana opiera się złoty, trzcinowy krzyż i wszystkie postaci prócz Uriela, co ciekawe, mają aureole nad głowami. Ogromna uroda Madonny – młodej kobiety – podkreślona jest ubiorem. Poły Jej płaszcza spina cudna kryształowa brosza, symbolizująca czystość i niewinność, a jedocześnie kobiecość. Madonna kobieta. Madonna piękno.

Inny wizerunek Madonny z Luwru to „Madonna z dzieciątkiem i Janem Chrzcicielem”, którego autorem jest Sandro Botticelli. Najbardziej znane i utrwalone w pamięci współczesnych obrazy Botticellego to zapewne „Narodziny Wenus” i być może „Wiosna”. Wiemy o jego bliskiej relacji z Medyceuszami – z Wawrzyńcem Wspaniałym i jego rodziną. Wizerunki jej członków odmalowywał na swoich obrazach. Jednakowoż bardzo częstym motywem prac Botticellego była także Madonna. Stworzył wiele Jej przedstawień, które odnaleźć można przede wszystkim we Florencji, co oczywiste, lecz także w muzeach Berlina, Warszawy czy Waszyngtonu.

Wizerunek z Luwru zachwyca delikatnością i czułością sceny. Urocza twarz Matki skłania się ku tulącemu się dziecku. Oboje są jakby spowici w tiule, w nieuchwytną wytworność przeźroczystej materii, złączeni miłością. Madonna jest przecudną damą, której wygląd odpowiada kanonom ówczesnego kobiecego piękna, a wszystkiemu temu przygląda się chłopiec – Jan Chrzciciel.

Rafael Santi „swoją” Matkę Bożą ukazał jako „Piękną Ogrodniczkę”. Malarz miał także swój „okres florencki”, szkolił swój warsztat pod przeogromnym wpływem tak Leonarda da Vinci jak i Michała Anioła. Także Santi stworzył wiele wizerunków Madonny. Ten, który wisi w Luwrze został zakupiony przez króla Francji Franciszka I. Obraz zdaje się być niejednoznaczny stylistycznie. Jest za to urzekający. Młodziutka piękność opiekuje się dwoma chłopcami, z których jeden domaga się większej bliskości z Mamą. To mały Jezus w towarzystwie Jana Chrzciciela.

Są na wolnym powietrzu w piękny dzień wśród natury. I znów czujemy ciepło macierzyńskiej opieki i znów towarzyszymy Madonnie w Jej misji bycia Matką dziecka niezwykłego. Trochę nazbyt sielsko? Może tak, za to naturalnie i zwyczajnie. Matka pozostaje matką, tym, kim ma być: czułą, spokojną istotą gotową do dania dziecku siebie na ten czas, gdy jest mu domem, jest mu wszystkim. Ma tę możliwość. Ten czas został Jej dany.

Na jednej ze ścian Luwru, w ciągu obrazów o ogromnej historycznej i artystycznej wartości wisi także ten: przepiękny, choć niewielki obraz, namalowany przez Andreę di Bartolo Solari. Malarz określany mianem leonardianina (czyli zainspirowanego twórczością da Vinciego) namalował obraz, który nosi tytuł „Madonna z zieloną poduszką”. Powstał on około roku 1507 lub też 1510, gdy Solario, z urodzenia mediolańczyk, przebywał we Francji. Przyjrzyjmy się postaci małego Jezusa. Pulchny chłopczyk z zapałem oddaje się przyjemności bycia karmionym przez Mamę. Ona także zdaje się z radością ofiarowywać synkowi swoje mleko. Alma Mater. Radość i pełnia macierzyństwa. Maryja ma piękny strój z epoki (spójrzcie na rękaw sukni), dziecko spoczywa na zielonej zdobionej poduszce. Co ciekawe i rzadko spotykane, chłopiec ma rude, kręcone włoski. Dorosłego Chrystusa z rudymi, długimi włosami widziałam jedynie, otoczonego ciemnowłosymi uczniami, na obrazie ołtarzowym w Ormiańskiej Katedrze we Lwowie. Jest bardzo piękny! Absolutnie niezwykły!

W Polsce, co warto wiedzieć, obraz Solaria ma swoją własną historię. Reprodukcje obrazu „Madonna z zieloną poduszką” wisiały i dotąd wiszą, jak można sądzić, w wielu polskich domach. „Matka Boża karmiąca” – taki tytuł mu nadano wierząc, że każdemu domowi, w którym będzie obecny przyda obfitości, łask i szczęścia. Prawdą jest, że dzieło to ma w sobie coś naprawdę wyjątkowego. Czyżby kolor tej poduszki, który działać może jak „trace mnésique” – pamięciowy ślad – na niektórych odbiorców, a może po prostu płynący zeń jasny przekaz radosnego, obfitego, przyjemnego macierzyństwa, spełniającego się na ciepłej, otulającej podusi. Kto wie?

Cztery obrazy z Luwru, cztery włoskie renesansowe wizerunki najmocniejszej kobiety świata – Madonny. Wszystkie piękne, wymowne, głębokie w przekazie, stworzone przez mężczyzn. Wizerunki Matki, ale też kobiety, pięknej kobiety, rozświetlonej Bożą miłością, radością, pełnią macierzyństwa, pełną czułości i łaski. Gratia plena.

Wychodzę z Luwru i biorę kurs na Polskę.

Najbardziej niezwykłe wizerunki Madonny, jakie spotkałam, poza setką innych, pięknych, to „Madonna brzemienna”, piękna i dostojna, w białej sukni i niebieskim płaszczu z widoczną ciążą – w bazylice katedralnej w Sandomierzu oraz Madonna w kapeluszu z szerokim rondem, spacerująca w towarzystwie małego Jezusa i Józefa – w brackim kościele św. Józefa w Krzeszowie. W tym Krzeszowie na Dolnym Śląsku, gdzie znajduje się cysterski klasztor i Muzeum Piastów Śląskich. Autor tego obrazu Willmann nie był Włochem, ale nazywany jest za to śląskim Rafaelem.

I co Państwo na to? Miłość, boskość, piękno, czułość, kobiecość, ochrona, macierzyństwo i dzieciństwo, a także, a może przede wszystkim misja. Słowem, wszystko, czyli życie! A wystarczy jedynie spojrzeć na wizerunek Madonny. To naprawdę wystarczy. 

Canova – wieczne piękno

Dwieście lat temu, o godz. 7:43 zmarł w Wenecji Antonio Canova, największy rzeźbiarz epoki klasycyzmu. Uwiecznił w marmurze wielkich swojego czasu – m.in. Napoleona Bonaparte, jego siostrę Paulinę jako Wenus, rzeźbił grobowce papieży Klemensa XIII i Klemensa XIV. Ale do absolutnie ikonicznych dzieł weszły te, na których przedstawiał mitologię Greków i Rzymian – Amor i Psyche, Trzy Gracje czy Perseusza z głową Meduzy. W Polsce możemy oglądać jego trzy prace: posąg Henryka Lubomirskiego jak Amora w pałacu w Łańcucie, popiersie Napoleona w krakowskim Europeum i nagrobek Antoniego Lanckorońskiego w kościele parafialnym w Wodzisławiu.  

Antonio Canova urodził się w Possagno, niedaleko Treviso, 1 listopada 1757 roku. Rzeźbił od najmłodszych lat, dzięki swojemu dziadkowi Pasino, kamieniarzowi, który widząc talent dziecka, wysłał wnuka na naukę do pracowni Giuseppe Bernardi-Torrettiego, najpierw w Pagnano d’Asolo, a potem na studia do Wenecji. W mieście nad laguną młody artysta otworzył własną pracownię. Tam pojawiły się pierwsze ważne zamówienia: Orfeusz i Eurydyka (1776) oraz Dedal i Ikar (1779). Prace te (obecnie wystawione w Muzeum Correr w Wenecji) wykonane zostały na zamówienie Giovanniego Faliera. W 1779 roku Canova odbył swoją pierwszą podróż do Rzymu: tu zetknął się ze sztuką klasycystyczną i ideami oświeceniowymi Antona Mengsa i Johanna Winckelmanna. W tym samym roku zwiedził południe Włoch. Głębokie wrażenie wywarły na niego wykopaliska w Herkulanum i Pompejach. Ta podróż odmieniła jego życie i myślenie o sztuce. Wkrótce stał się największym artystą klasycznym swoich czasów.

W 1781 roku Antonio przeniósł się na stałe do Rzymu, gdzie otworzył swój warsztat rzeźbiarski przy via delle Colonnette, niedaleko Tybru. Rzeką dostarczano mu bloki marmuru z Carrary. W Wiecznym Mieście stworzył swoje najsłynniejsze dzieła: Erosa i Psyche, Trzy Gracje, pomnik nagrobny Klemensa XIII, Pokutującą Magdalenę. W 1798 roku, kiedy do Rzymu przybyły wojska francuskie, Canova powrócił do Possagno, gdzie poświęcił się malarstwu: wiele jego obrazów olejnych i temperowych z tego okresu posłuży jako studia przygotowawcze do późniejszych prac rzeźbiarskich. Ruszył też w podróż po północnej Europie, zostawiając po sobie m.in. w Wiedniu cenotaf na cześć Marii Krystyny ​​Austriackiej. W 1807 roku wrócił do Rzymu w towarzystwie swojego przyrodniego brata Giovanniego Battisty Sartori, swego wiernego sekretarza i jedynego spadkobiercy. Od momentu kiedy Napoleon został pierwszym konsulem Francji, Canova wyrzeźbił niemal całą rodzinę Bonapartych.

W 1815 roku papież Pius VII zlecił mu ważne i delikatne zadanie dyplomatyczne – zadanie sprowadzenia do Włoch dzieł skradzionych podczas kampanii napoleońskich. Dzięki artyście większość włoskich skarbów artystycznych wróciła na półwysep. 

Ostatnim wielkim arcydziełem, które zaprojektował, był kościół parafialny dla swego rodzinnego miasta. Prace budowlane rozpoczęły się w 1819 roku, ale artysta nie doczekał ich zakończenia, zmarł trzy lata później. Jego szczątki zostały złożone w tamtejszym grobowcu, a serce umieszczono w porfirowej wazie przechowywanej we wnętrzu pomnika nagrobnego w weneckiej Bazylice dei Frari. Każdego roku w świątyni w Possagno, o 7:43, w godzinę śmierci Canovy, odprawiana jest msza święta za duszę tego wielkiego artysty. 

Cud nad Wisłą namalowany przez włoskiego malarza

We włoskiej miejscowości Loreto pod Ankoną stoi bazylika kryjąca w swym wnętrzu Święty Domek – przeniesiony z Ziemi Świętej – będący według legendy miejscem zamieszkania Najświętszej Maryi Panny. W świątyni znajduje się także Kaplica Polska, w której podziwiać można freski wykonane w latach 30. XX wieku przez malarza Arturo Gattiego. Freski sławiące chwałę oręża polskiego powstały na zamówienie ówczesnego papieża Piusa XI (Achille Rattiego), w latach 1919-1921 nuncjusza apostolskiego w Polsce. Ratti był jednym z dwóch dyplomatów (obok przedstawiciela Turcji), którzy nie opuścili Rzeczypospolitej w tamtym okresie i z bliska obserwował zmagania Polski z bolszewikami. 

Arturo Gatti urodził się w Loreto 14 stycznia 1878 r. Studiował malarstwo w Rzymie. Jego najważniejsze obrazy to „Święty Paweł broni się przed Herodem i Agryppą w Cezarei” oraz „Dante i Beatrycze w sferach niebieskich” (Palazzo delle Esposizioni, Rzym), Doktorzy Kościoła (Witraże bazyliki San Paolo, Rzym) , „Posąg Madonny z Loreto” i „Wizerunek papieża Leona XIII (Santa Casa, Loreto), wiele portretów, w tym generała Albicciego (z rodziną Albicci). Gatti zajmował się też z malarstwem ściennym. Udekorował pokoje prywatnych willi, w tym Villa Bocchi w Chiari, kilka kaplic szlacheckich, kaplicę klasztoru sióstr Świętej Rodziny i kaplicę Ojców Zakonnych przy Via Montreale w Loreto. Ukoronowaniem jego twórczości pozostaje praca wykonana w Kaplicy Polskiej Papieskiej Bazyliki Loretańskiej, na której pokazane zostały najistotniejsze fakty z dziejów Polski, a także olejny tryptyk przedstawiający Najświętsze Serce i niektórych Świętych, oraz witraż zrealizowany według projektu artysty.

W Loreto powstał najpierw fresk „Bitwa pod Wiedniem”. Odsłonięto go w roku 1933, w 250. rocznicę bitwy. Zaraz potem Gatti przystąpił do prac nad freskiem z Bitwą Warszawską. Latem 1933 roku wybrał się do Warszawy do Muzeum Wojska, gdzie konsultował szczegóły dotyczące umundurowania. Porad udzielał mu kustosz muzeum, rotmistrz w stanie spoczynku Stanisław Gepner. Artysta na pożegnanie zostawił rotmistrzowi fotografię fresku z Sobieskim, na odwrocie której napisał: Szanownemu koledze Panu Stanisławowi Gepnerowi, szczęśliwy że mogłem Pana poznać na tej odrodzonej ziemi Bohaterów, na znak czułej wdzięczności Arturo Gatti. W następnych latach korespondowali ze sobą, a Gatti, jak wspominał rotmistrz, pytało najmniejszy drobiazg, dotyczący czy to rysunku, czy to barw sztandarów, chorągwi i proporców.W początku 1937 roku Gepner otrzymał od malarza fotografię ostatecznej, wykonanej ołówkiem na kartonie, sceny apoteozującej Bitwę Warszawską.

W centralnym miejscu widzimy Matkę Bożą jako Królową Polski z małym Jezusem przy Jej kolanach. Przed Nią klęczy św. Kazimierz królewicz, składając u Jej stóp królewską koronę. Po prawej stronie mamy króla Jan III Sobieski i postać husarza w zbroi, a po lewej jest wymalowana grupa symbolizująca Polskę współczesną: chłopi w strojach krakowskich ze sztandarem, kobieta w stroju łowickim i franciszkanin jako symbol religijności Polaków. W dolnej części sklepienia przewija się poczet patronów Polski: bł. Salomea, św. Wojciech, bł. Jakub Strzemię, św. Jan Kanty, św. Stanisław biskup i św. Stanisław Kostka.

Ściany boczne to Wiktoria Wiedeńska z łacińskim napisem: Zwycięstwo Jana Sobieskiego króla Polski odniesione nad Turkami pod Wiedniem w roku Pańskim 1683oraz i Cud nad Wisłą z 1920. W tym ostatnim fresku Gatti uwiecznił wiele postaci historycznych. Centralne miejsce zajmuje obraz Matki Bożej Częstochowskiej, pod którym stoją: Józef Piłsudski, Józef Haller i Tadeusz Jordan Rozwadowski. Z lewej strony jest ks. Józef Skorupko – unoszony do nieba przez aniołów.

Po prawej klęczą: ówczesny nuncjusz papieski Achille Ratti, prymas Polski kardynał Edmund Dalbor i arcybiskup Warszawy, kardynał Aleksander Kakowski. Żołnierz ze sztandarem na pierwszym planie to chorąży, który zginął w bitwie, ale rodzice nie mieli nawet jego fotografii. Na podstawie opisów bliskich artysta wykonał portret. Matka żołnierza przez wiele lat przyjeżdżała do Loreto, by popatrzeć na wizerunek syna i modlić za jego duszę. Fresk, ukończony w 1939 roku, ma łaciński podpis o treści: Polacy wsparci pomocą Najświętszej Maryi Dziewicy odpierają Rosjan nad Wisłą w roku Pańskim 1920. 

Mleko snów na Biennale w Wenecji

Niedawno otwarto 59. Międzynarodową Wystawę Sztuki na Biennale Sztuki w Wenecji. Potrwa ona od 23 kwietnia do 27 listopada 2022 roku. Przyjechało 213 artystów z 58 krajów. W tym roku tematem Biennale jest „Il latte dei sogni” czyli „Mleko snów”. Jak mówi kuratorka całości Cecilia Alemani: „To tytuł z baśni Leonory Carrington, w której surrealistyczna artystka opisuje magiczny świat, gdzie życie jest nieustannie odkrywane na nowo przez pryzmat wyobraźni i gdzie można się zmieniać, przekształcać, stawać kimś innym niż sobą. Fantastyczne stworzenia Carrington to towarzysze jej wyimaginowanej podróży”. 

La Biennale di Venezia to jedno z najbardziej prestiżowych wydarzeń artystycznych na świecie. Pierwszy raz zorganizowano wystawę w 1895 roku. Co dwa lata spotykają się na niej artyści z całego świata, którzy prezentują swoje prace w pawilonach narodowych na terenie Giardini i Arsenal. Polska dołączyła do tego święta sztuki w roku 1932. Budowa Pawilonu została sfinansowana przez rząd polski i do dziś jest on jego własnością. Wystawy trwają sześć miesięcy. W tym czasie w wielu miejscach Wenecji prezentowane są projekty artystyczne z całego świata.

Wejście do pawilonu polskiego w Wenecji/Foto: Małgorzata Mirga-Tas, Przeczarowując świat, widok wystawy, Pawilon Polski na Biennale Arte 2022. Foto: Daniel Rumiancew. Zdjęcia dzięki uprzejmości Zachęty — Narodowej Galerii Sztuki

Kuratorem pawilonu włoskiego jest Eugenio Viola, a wystawa „Historia Nocy i Przeznaczenia Komet” Gian Marii Tosattiego, stanowi pasjonującą refleksję na temat Italii. Literackie odniesienia, teatr, muzyka i performans – to typowe języki, którymi posługuje się artysta. „Historia Nocy i Przeznaczenia Komet opowiada o trudnej równowadze między człowiekiem a naturą, między zrównoważonym rozwojem a terytorium, między etyką i zyskiem, proponując estetyczne odczytanie tego scenariusza i oferując bezprecedensową platformę do rozwijania włączającej i pogłębionej debaty wokół tych kwestii” – opowiada Viola.

Wystawa w pawilonie włoskim/Foto: labiennale.org

Pierwsza część wystawy włoskiej to szereg pomieszczeń, które jawią się jako monumentalna archeologia postindustrialnej dekadencji. Druga jest przerażająca, ale i przezabawna. Na przykład w pewnym momencie zanurzamy się w prawie całkowicie ciemnej przestrzeni, posuwamy z ostrożnością, a oczy przyzwyczajają się do ciemności, gdy nagle uświadamiamy sobie, że jesteśmy na molo, otoczeni wodą. Zauważamy to dzięki przytłumionym światłom, rzucającym długie oleiste refleksy na płynną masę. 

Bardzo entuzjastyczne recenzje zbiera pawilon polski, gdzie obejrzeć można wystawę – po raz pierwszy w ponad 120-letniej historii – polsko-romskiej artystki Małgorzaty Mirgi-Tas. Projekt, zatytułowany „Przeczarowując świat”, przedstawia historię własną artystki, oraz społeczności romskiej w Polsce. Jest to instalacja z dwunastu wielkoformatowych tkanin, odpowiadająca dwunastu miesiącom kalendarza, nawiązująca do kalendarzowego cyklu fresków z Palazzo Schifanoia w Ferrarze. „Nad projektem artystka pracowała przez pięć miesięcy z pomocą rodziny i bliskich. Drewniana instalacja pokryta tkaninami została przewieziona do Wenecji drogą wodną, a następnie złożona przez specjalistów z firmy Ferwor. Prace nad montażem i poprawki projektu trwały około 10 dni” – opowiada Kalina Kaczyńska, stażystka w polskim pawilonie. 

Małgorzata Mirga-Tas łączy elementy namalowane z kawałkami tkanin oraz przedmiotami takimi jak wklejona w okno firanka, wbite w obraz igły i szpilki, prawdziwe koralowe kolczyki w uszach matki artystki czy różaniec trzymany przez jej babkę.

Kuratorzy wystawy Wojciech Szymański i Joanna Warsza napisali, że artystka „w nawiązaniu do tytułu tegorocznej edycji Biennale kreuje magiczny świat – rodzaj czasowego i przygodnego schronienia – azylu oferującego nadzieję i wytchnienie”, który ma pomóc w odzyskaniu przez ludzi poczucia wspólnoty oraz odbudowania relacji z innymi. W obliczu trwającej w centrum Europy przerażającej wojny to niewątpliwie ważny i adekwatny postulat. Bezprzykładnie i w skali dotąd niespotykanej realizowany dzisiaj przez rząd Rzeczypospolitej Polskiej oraz naród polski, który kierowany prawem miłości przyjął i wciąż przyjmuje do swoich domów niekończące się morze ukraińskich uchodźców – napisał w katalogu dr Janusz Janowski, Komisarz Pawilonu Polskiego, Dyrektor Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki.

Foto: Artnet News

Także reakcja Biennale na wybuch wojny na Ukrainie była natychmiastowa. Artyści i kuratorzy ukraińscy dostali możliwość stworzenia na terenie ekspozycyjnym Placu Ukraińskiego („Piazza Ukraine”). To przestrzeń poświęcona ukraińskim artystom i ich odpowiedzi na agresję Putina. „Mamy nadzieję, że ta inicjatywa przyczyni się do podniesienia świadomości na świecie, ostrzeżenia przed wojną i wszystkimi jej konsekwencjami” – powiedział Roberto Cicutto, dyrektor Biennale. „W czasie brutalnej wojny, takiej jak ta, którą przeżywa obecnie Ukraina – myślenie o sztuce wydaje się prawie niemożliwe. Jednak długa historia Biennale nauczyła nas, że możemy być przestrzenią do rozmowy, placem, na którym toczy się dialog. (…) Mam nadzieję, że wraz z Placem Ukraińskim stworzymy platformę solidarności z ludźmi z Ukrainy” – komentowała Cecilia Alemani.

ŚWIĘTY MIKOŁAJ Z BARI – BEATO ANGELICO!

Tryptyk pędzla Beato Angelico – z ołtarza malowanego temperą na desce ok. 1447. Malarz wykonał je dla kościoła św. Dominika w Perugii. Część owej „Pala di Perugia” znajduje się w Galleria nazionale dell’Umbria a Perugia, natomiast dwa obrazy znajdują się w kolekcji Muzeów Watykańskich. Panele z Watykanu przedstawiają dwa tematy. Pierwszy to edukacja św. Mikołaja oraz scena, w której ofiarowuje on trzy złote kule dla trzech biednych dziewcząt, by mogły znaleźć męża, a drugi to św. Mikołaj ratujący statek. Panel z Perugii to św. Mikołaj ratujący życie trzech ludzi skazanych na ścięcie oraz śmierć św. Mikołaja.

Śmierć św. Mikołaja – Perugia.

Caravaggio – pierwszy malarz nowoczesności

Ribera, Vermeer, La Tour i Rembrandt nigdy by bez niego nie istnieli. A sztuka Delacroix, Courbeta oraz Maneta byłaby zupełnie inna – powiedział o nim Roberto Longhi, którego fragment zbiorów m.in. Chłopca gryzionego przez jaszczurkę pędzla Michelangelo Merisiego, zwanego Caravaggiem, a także ponad czterdzieści płócien artystów z Włoch i Europy Północnej XVI i XVII w. można podziwiać od 10 listopada na wystawie „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego”. Wśród prezentowanych obrazów znajdą się dzieła takich twórców jak m.in. Lorenzo Lotto, Battista del Moro, Domenico Fetti, Dirck van Baburen, Matthias Stomer czy Jusepe de Ribera. 

Obrazy przyjechały do Warszawy z Fundacji Roberta Longhiego, wielkiego historyka sztuki, który na początku wieku XX zainteresował się mało znanym wówczas malarzem Michelangelo Merisim zwanym Caravaggio

Kiedy Roberto Longhi w 1911 roku kończył studia swą pracę magisterską poświęcił właśnie Caravaggiemu. Niezwykłość przedstawień rzeczywistości, gra światłem i cieniem w pracach Merisiego przykuła uwagę młodziutkiego badacza, choć w tamtych czasach Caravaggio był mniej znanym malarzem w sztuce włoskiej, pozostając raczej na jej marginesie. To Longhi przedstawił go szerokiej publiczności i przez lata badał jego prace oraz wpływ, jaki pozostawił po sobie w sztuce. Wystawa, którą w 1951 roku zorganizowano pod nadzorem Roberto Longhiego w Mediolanie przyciągnęła ponad pół miliona odwiedzających. Niemal z dnia na dzień malarz stał się światowej sławy „celebrytą”.

– powiedziała prof. Maria Cristina Bandera (Fondazione di Studi di Storia dell’Arte Roberto Longhi).

Roberto Longhi, odwrotnie niż obecnie wielu historyków sztuki, nigdy nie postrzegał wielkości dzieł i zainteresowania Caravaggiem przez pryzmat jego awanturniczego życia. Longhi twierdził, że tego typu spojrzenie jest wynikiem przekonań z „czasów romantycznych” i że umniejsza w pewien sposób dokonania artysty. To nie gwałtowność jego natury dyktowała sposób malowania, ale innowacyjność myśli i wolność ducha. Według Roberto był Caravaggio „wynalazcą niezwykle przemyślanych fotogramów: świetlistych i otwartych, ale też rozdzierających, przepełnionych dramatyzmem. (…) Caravaggio jest zatem nie ostatnim malarzem renesansu, lecz pierwszym nowoczesności. (…) Zaproponował pewne podejście, które spotkało się z aprobatą innych wolnych duchów, nie zdefiniował sztywnych reguł i tak, jak nie miał nauczycieli, tak też nie miał uczniów”. Podobnie uważa ks. prof. Witold Kawecki, który przejmująco oddaje walkę Caravaggia z samym sobą, walkę pomiędzy wielką wiarą, dzięki której był w stanie z niezwykłym wyczuciem oddać wydarzenia zawarte w Biblii, a wielkim upadkiem, kiedy to przypadkowo stał się mordercą, co pociągnęło za sobą nieuchronne konsekwencje grzechu. „Prawdziwe dzieło sztuki jest tylko cieniem boskiej doskonałości” – powiedział kiedyś Michelangelo Merisi.

Krzyk bólu chłopca

Główne dzieło na wystawie to Chłopiec gryziony przez jaszczurkę (taką nazwę proponują kuratorzy wystawy) Caravaggia. To wczesny obraz malarza (datowany na lata 1596-1597), a jego styl, choć dopiero zaczyna się kształtować, powoli staje się już dobrze widoczny. Warto dodać, że drugie płótno artysty o tym samym tytule znajduje się w Londynie (National Gallery of Art). Oprócz niego zaprezentowano polskiej publiczności ponad czterdzieści obrazów autorstwa innych mistrzów włoskich i północnoeuropejskich. Prace takich malarzy jak m.in. Lorenzo Lotto (przedstawienia świętych) czy Battista del Moro (Judyta z głową Holofernesa) pokażą, jak z przedstawianiem głębokiego światłocienia radzili sobie malarze starsi od Caravaggia.

Chłopiec gryziony przez jaszczurkę, Michelangelo Merisi; fot. Civita Mostre e Musei, Fondazione di Studi di Storia dell’Arte Roberto Longhi, Firenze

Największą grupę spośród eksponowanych dzieł stanowić będą prace tzw. caravaggionistów – artystów, na których styl zasadniczy wpływ miały rozwiązania artystyczne wypracowane przez geniusza z Mediolanu. Longhi, tropiąc ślady wpływu Caravaggia na innych twórców, zaproponował by nazywać ich „kręgiem Caravaggia”, tymi którzy zrozumieli jego przesłanie i starali się tworzyć według jego podejścia uznając je za coś absolutnie nowatorskiego. Podziwiać będzie można powstałe na przestrzeni niemal całego XVII stulecia płótna pochodzących z różnych ośrodków włoskich mistrzów, jak m.in. Domenico Fetti (Pokutująca Maria Magdalena), Carlo Saraceni (Znalezienie Mojżesza przez córki faraona i Judyta z głową Holofernesa), Giovanni Battista Caracciolo (Złożenie do grobu), Mattia Preti (Zuzanna i starcy) czy Filippo di Liagno (Nocny biwak w świetle księżyca).

Mniej liczny, ale równie interesujący pod względem artystycznym jest zespół malowideł autorstwa odwołujących się do stylu Caravaggia artystów z krajów leżących na północ od Alp – Francji i Holandii. W grupie tej znajdą się obrazy m.in. Valentina de Boulogne (Zaparcie się św. Piotra), Dircka van Baburena (Pojmanie Chrystusa), Matthiasa Stomera (dwie sceny z historią Tobiasza) i Gerrita van Honthorsta (Czytający mnich).

Ta wystawa to święto na Zamku Królewskim w Warszawie, wydarzenie niezwykłe z wielu powodów. O wizycie Caravaggia będziemy pamiętać i mówić przez wiele lat. Razem z obrazem wielkiego mistrza przyjechało do nas kilkadziesiąt płócien z kolekcji Roberto Longhiego, człowieka który odkrył rewolucyjność dzieł Michelangelo Merisiego i przywrócił je pamięci świata. Całość tej niezwykłej kolekcji ma ogromną wartość, bo Caravaggio zapoczątkował nowe spojrzenie na sztukę, spojrzenie na wskroś nowoczesne. 

– mówił prof. Wojciech Fałkowski, dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie.

Współorganizatorem wystawy jest Civita Mostre e Musei – spółka działająca kreatywnie w sektorze kultury, od 30 lat będąca liderem w zakresie w promocji włoskiego dziedzictwa kulturowego, aktywna w wielu obszarach: od produkcji i organizacji wystaw przez usługi muzealne po projektowanie kultury.

Kurator wystawy: prof. Maria Cristina Bandera, Fondazione di Studi di Storia dell’Arte Roberto Longhi

Kuratorzy polskiej edycji wystawy: dr Artur Badach – kierownik Ośrodka Sztuki Zamku Królewskiego w Warszawie, Zuzanna Potocka-Szawerdo – kustosz Ośrodka Sztuki Zamku Królewskiego w Warszawie.

„Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego” Zamek Królewski w Warszawie, 10 listopada 2021 – 10 lutego 2022

Wystawie towarzyszą wykłady, projekcje filmów i liczne programy edukacyjne, lekcje i warsztaty dla szkół. Program wydarzeń dostępny na stronie www.zamek-krolewski.pl

Dwa wielkie dzieła, które… nie powstały

W 1503 roku we Florencji rządząca miastem Signoria postanowiła uczcić dwa wielkie zwycięstwa Florentyńczyków i ukazać tym samym wielkość republiki. Pier Soderini zlecił więc, by w Sali Rady w Palazzo Vecchio powstały dwa monumentalne obrazy. Jedną ścianę dostał Michał Anioł Buonarroti, który miał namalować na niej bitwę pod Casciną, drugie zamówienie, dzięki znajomości z Machiavellim, otrzymał Leonardo. Pazzia bestialissima (bestialski obłęd) – tak nazywał wojnę da Vinci, choć sam stworzył wiele projektów śmiercionośnej broni i marzył, by zobaczyć swoje dzieła w krwawej akcji.  

Owe dwie bitwy dzieliło 80 lat. Ta pod Casciną stoczona została 29 lipca 1364 roku. Florencja kontra Piza. Szczegóły zapisał w swej relacji Giovanni Villani. Buonarrotiego zachwycił jeden z epizodów starcia, kiedy to oddziały florenckie zajęły przyczółek 6 mil od Pizy na przedmieściach Casciny.Było potwornie parno i gorąco, więc żołnierze korzystając ze względnego spokoju postanowili wykąpać się w Arno. Nagle jeden z dowódców Mario Donati zauważył szykujących się do ataku pizańczyków. Szybko wszczął alarm, kąpiący się musieli ubrać się w wielkim pośpiechu i ruszyć do walki pod wodzą Galeotta Malatesty. Mimo początkowego zaskoczenia zwyciężyli Pizę. Michał Anioł biorąc na tapetę moment, w którym żołnierze wyskakują na brzeg i ubierają się w pośpiechu, mógł zrealizować swój ulubiony motyw kłębiących się nagich ciał. 

Kopia kartonu Buonarottiego, Bitwa pod Casciną

Z kolei pod Anghiari, latem 29 czerwca 1440 roku, stanęły naprzeciwko siebie dwie armie: mediolańska pod przywództwem kondotiera Niccola Piccinino, który walczył w imieniu księcia Filippo Marii Viscontiego i florencka Liga, gdzie obok sił z miasta nad Arnem, znalazło się ok. 4000 żołnierzy papieskich pod dowództwem kardynała Ludovico Trevisana oraz kompania 300 zbrojnych rycerzy z Wenecji, dowodzona przez Micheletta Attendolo. Po stronie Mediolanu opowiedziało się też pobliskie miasto Sansepolcro, które zasiliło szeregi armii kolejnymi tysiącami zbrojnych. Piccinino bardzo pewny swego z powodu znacznej przewagi liczebnej, ruszył 28 czerwca z Sansepolcro w stronę Anghiari, chcąc zaskoczyć Florencję. Jednak jego wojska zdradził kurz, który unosił się podczas marszu na wysuszonej drodze. Toskańczycy widząc to, przygotowali obronę: weneccy rycerze Micheletta zablokowali jedyny most nad kanałem prowadzący do obozu Ligi. Utrzymali ten przyczółek tak długo, aż armia Ligi była gotowa do bitwy. Kilka razy most przechodził z rąk do rąk, ale w końcu Florencja sprytnym manewrem zamknęła w okrążeniu znaczną część żołnierzy z Mediolanu, zwyciężając tym samym swego wroga i zdobywając na lata kontrolę nad całym terenem.  

Niccolò Machiavelli zapisał potem, że choć w bitwie brało udział prawie 10 tysięcy żołnierzy to zginął zaledwie… jeden człowiek, i to tylko dlatego, że spadł z konia i został stratowany. 

Ani też nigdy nie było przypadku prowadzenia wojen w kraju nieprzyjaciela z mniejszą szkodą dla napastników niż w tym przypadku; albowiem w tak wielkiej klęsce i w bitwie, która trwała cztery godziny, zginął tylko jeden człowiek, a on nie od ran zadanych wrogą bronią lub jakimikolwiek honorowymi środkami, ale spadając z konia, został zadeptany na śmierć. (…) Podczas walki ich zbroja broniła ich, a kiedy nie mogli już dłużej opierać się, poddali się i byli bezpieczni.

Machiavelli twierdził zresztą, że kondotierzy prowadzili wojnę jako grę, a nie na krwawą potyczkę. Kiedy dochodziło do bitwy, mężczyźni po obu stronach, uznając się za równych, oszczędzali się i nie przelewali krwi. Było to podniesienie wojny do rangi dzieła sztuki, dzięki taktyce i strategii dowódców. 

Leonardo zabrał się do malowania z wielkim zapałem, zaczęły powstawać szkice i kartony. Wkrótce pierwsze postaci walczących ze sobą żołnierzy ozdobiły ścianę w Palazzo Vecchio. Jednak artysta swego dzieła nie ukończył, pozostało po nim kilka szkiców i kopia jednego kartonu, która wyszłą spod ręki Rubensa.

Także Michał Anioł zrezygnował z pracy. Zwabiony przez Juliusza II wyjechał do Rzymu pozostawiając jeden karton przygotowawczy (który potem zaginął, ale znamy go z licznych kopii) z charakterystycznym tłumem kłębiących się postaci. O ile dzieło Buonarrotiego nigdy nie powstało, o tyle o tym leonardowskim krążyły pogłoski, że być może gdzieś jakaś niewielka część „Bitwy pod Anghiari” przetrwała. Po pewnym czasie działo to stało się świętym Graalem malarstwa renesansowego. Wielu badaczy uznało, że Leonardo jak zwykle eksperymentował i przez to przyczynił się do zagłady własnej pracy. Jednak prof. Maurizio Seracini, który bada włoskie dzieła sztuki od ponad czterdziestu lat, ogłosił iż prawdopodobnie „Bitwa…” znajduje się tam, gdzie została namalowana – w Sali Rady, przykryta freskiem Vasariego. Czy tak jest rzeczywiście? Badania trwają, a naukowcy i historycy sztuki mają nie lada zagwozdkę: czy uda się ocalić pracę Vasariego, czy być może trzeba ją poświęcić, by wydobyć na światło dzienne dzieło wielkiego geniusza renesansu – Leonarda z Vinci…

PIRANESI – ROMA – BASILICO!

W Palazzo Cini w Wenecji niezwykła wystawa. Oto opowieść o Rzymie widzianym oczami dwóch wielkich artystów – Giambattisty Piranesiego oraz fotografa Gabriele Basilico. Grawiura z wieku XVIII oraz fotografie powstałe po 2010 roku.

Kuratorem i inicjatorem wystawy jest Luca Massimo Barbero, dyrektor l’Istituto di Storia dell’Arte della Fondazione Giorgio Cini. Zamysł jest prosty — zgromadzono 25 oryginalnych grafik wykonanych przez artystę, architekta i rysownika Giambattistę Piranesiego po czym poproszono znakomitego fotografa Gabriele Basilico by ten wykonał zdjęcia praktycznie w tych samych miejscach w Rzymie, które widać na grafikach.

Prace zleciła fundacja Cini, posiadająca dzieła Piranesiego, w roku 2010. I tak powstała niezwykła artystyczna wizja – osiemnastowieczne grafiki przeglądają się niejako w lustrze czarnobiałych zdjęć, robionych tak, by uzyskać podobny „kadr”. Jak zmienił się świat? Czas i ludzie. Cienie, światło i kontrasty a wreszcie Rzym i jego zachwycająca architektura.

Jeśli wpadniecie do Wenecji, nie omińcie tej wystawy śpiesząc z Akademii do Guggenheim. Wejście przy San Vio. Veramente bello! ❤️🇮🇹