Co robi w Italii artysta nazywany Banksy
Kim jest człowiek, który pozostając anonimowy, tworzy dzieła zachwycające cały świat? Jedyne co wiemy o Banksym to zaledwie kilka faktów: jest mężczyzną, Brytyjczykiem i urodził się w okolicach Bristolu prawdopodobnie w latach 70. XX wieku. Nieujawnianie tożsamości jest częścią mojej sztuki. Celowo wprawiam ludzi w zakłopotanie; zaczynają się zastanawiać, czy człowiek, z którym rozmawiają, to na pewno ja – mówi w wyreżyserowanym przez siebie dokumencie „Wyjście przez sklep z pamiątkami”. W filmie występuje jako zaciemnioną postać ze specjalnie zniekształconym głosem, ale… czy to rzeczywiście on? Tego nie należy być do końca pewnym znając upodobanie artysty do zabawy z widzem. Przez kilkadziesiąt sekund obrazu widać jednak coś ciekawego – moment, w którym klęczy na dachu i dopracowuje tekturowy szablon, wycinając jego fragmenty. Płynność ręki jest zachwycająca, miękko porusza się po papierze, na którym widać szkic ołówkiem, także wykonanym bez wątpienia przez wielkiego artystę.
Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie! – ten cytat ze sztuki Gogola „Rewizor” idealnie pasuje do wystaw prac Banksy’ego, które organizowane są w wielu miejscach na świecie. Oprócz nazwiska artysty łączy je jeszcze jedna wspólna cecha – nie ma on z nimi nic wspólnego. Jego oryginalne prace zobaczyć można na podrzędnych ulicach, obdrapanych ścianach, pod mostem czy w metrze. Nie mam w zwyczaju brać pieniędzy od ludzi, żeby zobaczyli moją sztukę. Chyba, że namaluję coś na Diabelskim Młynie w Wesołym Miasteczku – napisał Banksy w smsie do znajomego, który wysłał mu zdjęcie wystawy w Moskwie. I dodał, że nie czuje się właściwą osobą do mówienia kuratorom wystaw, że chyba coś jest nie tak. Jednak ostatnio działająca w jego imieniu firma, która wydaje certyfikaty autentyczności jego prac, wygrała w sądzie w Mediolanie i z tamtejszego sklepu muzealnego musiano wycofać gadżety wykorzystujące prace Banksy’ego. Ale materiały promujące wystawę nadal mogły być sprzedawane.
Wystawa w Palazzo dei Diamanti
W lutym najnowszą wystawę Banksy’ego będzie można obejrzeć w Warszawie, my widzieliśmy podobną we wrześniu, w Ferrarze, w Palazzo dei Diamanti. Czy warto je oglądać, nawet jeśli wiemy, że Banksy tych wystaw nie firmował i część prac jest po prostu skopiowana w takiej samej technice, w jakiej pracuje artysta?
Jeśli ktoś chce poznać Banksy’ego – odpowiedź brzmi „tak”. Wiele dzieł na ekspozycjach pochodzi z kolekcji prywatnych i są to autentyczne serigrafie artysty. Ponadto kuratorzy starają się pokazać cały przekrój jego twórczości, wybierają charakterystyczne elementy. Co ciekawe prace należące przecież do tzw. street artu czyli sztuki ulicznej nie tracą w kontakcie z muzealnymi ścianami. Wszystko dlatego, że Banksy jest artystą świadomym, dojrzałym, że jak nikt inny wychwytuje absurdy współczesnego świata i potrafi je uwypuklić przepuszczając przez swoją wrażliwość. Przechodząc przez kolejne sale, stajemy się w pewnym sensie świadkami upadku ludzkiej kondycji i ogromnego pragnienia, by świat się zmienił, by stał się lepszym miejscem. Dzięki prostemu zabiegowi nadawania innego sensu przedmiotom np. tabliczka z zakazem gry w piłkę, która wkomponowana w rysunek dzieci i staje się właśnie ową piłką, bądź zmiany ich przeznaczenia z oczywistych na nieoczywiste, jak w „Rzucającym kwiatami”, gdzie zamaskowany mężczyzna zamiast granatem rzuca bukietem kwiatów. Niektóre z prac Banksy’ego to przekształcenie fragmentów starych dzieł sztuki i nadawanie im nowego znaczenia. W grafitti „Sale ends today” („Wyprzedaż kończy się dzisiaj”) kobiety przeniesione z XVII-wiecznego obrazu, na którym opłakiwały Chrystusa, opłakują napis informujący o końcu wyprzedaży.
Artysta, sam kontestujący otaczającą nas rzeczywistość, potrafi zadrwić też z podobnych sobie, jak w rysunku na którym kolejka ludzi stoi, aby kupić koszulki z napisem „Zniszcz kapitalizm”, kosztujące zresztą niemałą kwotę. Słowo, a czasem gra słów, to ważny elementem w twórczości Banksy’ego, choć jeszcze chętniej posługuje się symboliką. W grafitti pojawiają się często rzeczy, których obecności w przestrzeni publicznej już nie zauważamy np. kamery przemysłowe czy sklepowe wózki. Jego prace są gorzkim ostrzeżeniem – jesteśmy ofiarami konsumpcjonizmu, budujemy wokół siebie mury, nie dostrzegamy piękna, trujemy się toksyczną żywnością. Jednocześnie Banksy wyśmiewa się z ikon popkultury, najsłynniejsza zupa pomidorowa Campbella, którą do świata sztuki przeniósł Andy Warhol, u Banksy’ego jest tanią puszką z Tesco. Angielski artysta nie lubi też rodziny królewskiej, wielkich studiów filmowych, Disneya oraz sieci znanych fastfoodów. Ronald McDonald to ucieleśnienie zła – z upiornie przyklejonym uśmiechem ciągnie dziewczynkę znaną z fotografii o wojnie w Wietnamie. Z kolei Myszka Miki zostaje pożarta przez ogromnego węża i rozpoznajemy ją tylko po charakterystycznej sylwetce obleczonej wężową skórą.
Miny pracowników Sotheby’s
Banksy nie cierpi muzeów, właśnie takich jak Palazzo dei Diamanti, a raczej uważa, że zostały stworzone dla bogatych snobów, choć to akurat nie jest do końca prawdą. Przecież pod pierwsze londyńskie muzeum otwarte dla publiczności – Victoria & Albert Museum – od początku można było podjechać zwykłym autobusem, specjalnie zbudowano nawet przystanek autobusowy, by mogli do niego przyjeżdżać zwykli ludzie. W dodatku jest ono za darmo. Banksy nie byłby jednak sobą, gdyby nie utarł nosa szacownym muzealnym instytucjom. W marcu 2005 roku zamieścił kilka swoich obrazów w Museum of Modern Art, Metropolitan Museum of Art, Brooklyn Museum i American Museum of Natural History w Nowym Jorku oraz w londyńskim Tate Britain. Obrazy wisiały tam przez kilka dni, zanim zorientowano się, że nie należą do kolekcji muzealnych. Z kolei w maju tego samego roku, stworzył imitację malarstwa jaskiniowego, na którym oprócz postaci ludzkich i zwierzęcych znalazł się sklepowy wózek na zakupy. To dzieło zawisło w Muzeum Brytyjskim. Władze muzeum zachowały się rozsądnie i po odkryciu nowego eksponatu, postanowiły włączyć go do swojej kolekcji. Bardziej chyba niż muzea doskwierają artyście krytycy sztuki, marszandzi oraz ich przekonanie, że o sztuce wiedzą wszystko. Trzeba było widzieć miny pracowników domu aukcyjnego Sotheby’s (który sprzedawał na aukcji słynną „Dziewczynkę z balonikiem” przeniesioną na karton i oprawioną w ramę), kiedy spadł młotek prowadzącego aukcję, a kartka z rysunkiem zaczęła wysuwać się z ramy pocięta na paski, bo wiele lat wcześniej Banksy zamontował w ramie niszczarkę. Wszystko to było zgodne z jego zapowiedzią, że nie pozwala na odsprzedaż tego obrazu i że wówczas go zniszczy. Sotheby’s wiedziało o tym, ale postanowiło i tak sprzedać dzieło, licząc na to, że artysta nie będzie się chciał ujawnić i nie przyjdzie. Nikt nie wpadł na możliwość innego załatwienia sprawy. O Banksym znów było głośno, a pikanterii temu wydarzeniu dodał fakt, że zniszczony rysunek zyskał z miejsca jeszcze wyższą wartość.
Banksy potrafi też zadrwić i ze zwykłych ludzi oraz ich skłonności do snobizmu. W 2013 roku wystawił 25 niepodpisanych swoich prac na zwykłym straganie Piątej Alei w Nowym Jorku po 60 dolarów za sztukę. Sprzedał zaledwie… 8 obrazów.
Przegoniony z Wenecji
W poszukiwaniu Banksy’ego w Italii natrafimy na dwie prace, których autentyczność jest potwierdzona. Jedna znajduje się w Wenecji. Druga w Neapolu. Neapol kocha street art, a street art kocha Neapol. W mieście jest wystarczająco dużo starych zniszczonych ścian, a klimat dzielnic-twierdz sprzyja sztuce ulicy.
Neapolitańska „Madonna con la Pistola” („Madonna z pistoletem”) Banksy’ego została stworzona przed rokiem 2016, na ścianie pizzerii „Dal presidente” przy piazza Girolamini. W 2016 roku zabezpieczono ją przed zniszczeniem. Nie jest to wielki format, można przejść obok nawet jej nie zauważając, szczególnie że na tej ulicy widnieje pełno strzałek wskazujących jak dojść do pobliskiej kaplicy z dziełem Caravaggia.
Do „Madonny” Banksy’ego wskazówek nie ma, ale i tak jest celem „pielgrzymek” amatorów jego twórczości. Pod Wezuwiuszem była jeszcze jedna praca, którą prawdopodobnie namalował Anglik. To rzeźba błogosławionej Ludwika Albertoni z nagrobka autorstwa Berniniego. Ludwika jest w ekstazie, a w fałdach jej szat widzimy charakterystyczny zestaw: torebkę z frytkami, pudełko z hamburgerem i kubek napoju gazowanego. Niestety w 2010 roku, na tej pracy namalował swój mural inny artysta, niszcząc dzieło Banksy’ego.
W Wenecji Banksy namalował dziewczynkę w kamizelce ratunkowej z odpaloną różową flarą, która według niektórych reprezentuje świat imigrantów. Praca ta znajduje się przy Campo Santa Margherita. Kiedy woda w mieście wzbiera rysunkowa dziewczynka zanurza się w niej, a wyciągnięta w górę mała rączka robi niesamowite wrażenie.
Jednak artysta zwany Banksy okropnie zadrwił sobie z Serenissimy. Przyjechał podczas weneckiego Biennale, o którym zresztą powiedział z przekąsem, że organizatorzy tego najważniejszego w świecie sztuki współczesnej wydarzenia jeszcze nigdy go na nie nie zaprosili. Ucharakteryzowany na weneckiego sprzedawcę obrazów, rozstawił swój mały kramik na placu św. Marka. Wystawił na sztalugach osiem obrazów „Venice in oil” („Wenecja w oleju” – co brzmi dwuznacznie, gdyż może chodzić o obrazy namalowane techniką olejną lub to, że Wenecja tonie w oleju napędowym), a wszystkie składały się na wizerunek jednego wielkiego statku wycieczkowego. Banksy usiadł na krzesełku, zasłonił się gazetą, a z ukrycia filmował go kolega. Przechodnie komentowali obrazy, głównie to, że wielkie statki są w Wenecji znienawidzone, ale nikt niczego nie kupił, bo za chwilę pojawili się policjanci i przegonili Banksy’ego z placu. Ostanie ujęcie filmiku pokazuje jak artysta ciągnie swój wózek nad zatoką, a za plecami przepływa wielki turystyczny moloch. Niezwykle symboliczne ujęcie: mały człowieczek w śmiesznym kapelusiku, gigant sztuki współczesnej, a za nim pyszniący się luksus i zadufanie „wielkiego świata sztuki”, który nie zwraca uwagi na prawdę tylko dlatego, że stoi ona samotnie na nieładnej, zaniedbanej ulicy.
Magdalena Łysiak