Najpiękniejszy na plaży – opowieść o Berlusconim

Gdy Paolo Sorrentino odbierał Oscara za film „Wielkie Piękno” podziękował rodzicom i Diego Maradonie. Wielki piłkarz Napoli i reprezentacji Argentyny faktycznie w jakiś sposób „uratował” młodziutkiego Paolo od śmierci, zostawiając w duszy filmowca mistyczny ślad. W swoją dobrą gwiazdę wierzył zawsze Silvio Berlusconi, który także swego czasu był bohaterem filmu („Oni” – „Loro”) reżysera z Neapolu. Jego życie było materiałem na kilka filmów – kariera od śpiewaka przebojów Sinatry na statkach wycieczkowych przez posiadacza fortuny, przedsiębiorcy, właściciela mediów i wielkiego klubu piłkarskiego, do najdłużej sprawującego urząd premiera włoskiego po II wojnie światowej. Film Sorrentino opowiada o Berlusconim z okresu słynnych „Bunga Bunga” – wielkich imprez z masą młodych pięknych dziewcząt i skandalami finansowymi w tle. Gorzka komedia, z rewelacyjną rolą Tony’ego Servillo to spojrzenie nie tylko na samego Il Cavaliere, ale na współczesne Włochy w ogóle, które same w sobie, po dwudziestoletnim wpływie Silvio na kształt państwa, stały się swego rodzaju emanacją stylu Berlusconiego. 

Sorrentino urodził się w dzielnicy Soccavo w Neapolu. Jako młody chłopak na zmianę oglądał filmy na video (w tym te Felliniego i spaghetti westerny Sergio Leone – te fascynacje w jego twórczości zresztą widać) i pasjonował się il Calcio. W latach osiemdziesiątych prawdziwym bogiem mieszkańców miasta pod Wezuwiuszem został Diego Maradona czarujący kibiców grą na San Paolo i zdobyciem scudetto (czyli mistrzostwa Włoch) w 1987 roku. Stał się także bogiem dla Paolo, który wybłagał któregoś dnia rodziców by mógł jechać na mecz wyjazdowy ukochanego klubu. Ojciec w końcu mu pozwolił. Okazało się, że miłość do Maradony w jakimś sensie uratowała życie chłopcu – gdy wyjechał, w domu rodzinnym zdarzyła się tragedia: rodzice zginęli we śnie uduszeni czadem. Osierocony Paolo wyrwał jednak z życia ile tylko się da – zaczął realizować sny i marzenia, został reżyserem, prawdziwym wizjonerem i na taśmie filmowej realizuje, to co chce. Nie patrząc na zdanie innych. W „Onych” opowiedział o innym wizjonerze, który także wyrywał się z pułapek dzieciństwa, by realizować sny i marzenia o wielkości. O złotym chłopcu z Mediolanu. O „najpiękniejszym na plaży”. O Berlusconim. 

Film Sorrentino, utrzymany w konwencji komedii, z doskonałym Servillo w roli głównej (ukochany aktor autora „Wielkiego Piękna” po raz kolejny wciela się dla niego w rolę słynnego włoskiego polityka, wcześniej zrobił to na potrzeby filmu „Il Divo” o Giulio Andreottim) rozgrywa się przede wszystkim w rezydencji Berlusconiego na Sardynii. To był drugi po głównej „twierdzy”, czyli Villi św. Marcina w Arcore, dom kilkukrotnego premiera Włoch, jego letnia rezydencja. Tu nigdy nie zachodzi słońce i nigdy nie schodzi uśmiech z ust Silvio-Tony’ego. Cokolwiek by się nie działo, jego twarz pozostaje nieprzenikniona – jest maską, przywdzianą już dekady temu i właściwie nigdy nie „zdejmowaną”. 

Kadr z filmu „Loro” Paolo Sorrentino, foto: Gianni FioritoKadr z filmu „Loro” Paolo Sorrentino, foto: Gianni Fiorito.

Berlusconi od samego początku był aktorem, entertainerem, sprzedawcą i showmanem, który wszystkie talenty potrafił z żelazną wolą wykorzystywać w budowaniu swojej pozycji i windowaniu się na kolejne szczeble kariery.  O tyle o ile obraz Sorrentino sprzedaje świetnie „schyłkowego” Berlusconiego, tego który już znamy z doniesień z naszych mediów, począwszy od lat dziewięćdziesiątych aż po okres słynnych „bunga bunga” i tabunów modelek i dziewcząt spragnionych telewizyjnej kariery (tzw. olgettine), o tyle mniej wiemy o wcześniejszym okresie życia il Cavaliere. Notabene sam tytuł „kawalera” zdaje się ten właśnie etap symbolicznie, w jakiejś mierze domykać – Berlusconi otrzymał go wraz z orderem za dokonania na rynku włoskich nieruchomości. W filmie „Loro” („Oni”) pada ważne pytanie – gdy Silvio kłóci się ze swoją drugą żoną, Veronicą Lario, ta w złości pyta męża o to, skąd na początkowym etapie wziął pieniądze na całą swoją dalszą karierę. Berlusconi nie chce odpowiedzieć. Oficjalną wersję można przeczytać w kapitalnej biografii Silvia napisanej przez Alana Friedmana, wieloletniego korespondenta „Financial Times” w Italii. Gdy nagrywał serię rozmów przed kamerami był rok 2015, a były już premier miał za sobą wyroki za przestępstwa fiskalne i został wyrzucony z senatu na sześć lat, z zakazem sprawowania funkcji publicznych. Był jednak ciągle potężną postacią na włoskiej scenie politycznej i bez wątpienia najbardziej znaczącym politykiem włoskim przełomu wieków XX i XXI. Berlusconi zgodził się na wywiad, a nawet obiecał, że nie będzie w żaden sposób wpływał na jego treść, po prostu postanowił zaufać autorowi i opowiedzieć swoją story… Tak powstała książka i znakomity film dokumentalny („My way”). 

Dzieciństwo przyszłego „il Cavaliere”, urodzonego w 1936 roku, upłynęło pod znakiem wojennych przeżyć – w tym nalotów dywanowych na Mediolan. Ojciec zwiał z armii włoskiej gdy ta sprzymierzyła się z Hitlerem i wrócił już po wojnie. Mały Silvio musiał uczyć się twardego życia „na ulicy”. Pewnego razu bił się z jakimś zawadiaką ze szkoły, który go notorycznie wyzywał. Berlusconi pokonał typa i zanurzał mu głowę pod powierzchnię strumienia dotąd, aż ten uznał wyższość przeciwnika. Od chwili tego zwycięstwa i stania się szkolnym leaderem Berlusconi już zawsze musiał być numerem jeden. Jak mówiła mu matka – zawsze był ten „najpiękniejszy na plaży”. Wraz z kumplem Fedele Confalonieri stworzył duet – jeden grał na pianinie, drugi śpiewał. Berlusconi śpiewem właśnie zarabiał na życie, zabawiając kawałkami Sinatry i innych modnych w latach pięćdziesiątych piosenkarzy pasażerów statków wycieczkowych. Jego zdjęcie z tamtych czasów, z mikrofonem w dłoni, zdobi ścianę jednego z wielu pokojów z pamiątkami, jakie znajdują się w willi w Arcore.

Pierwszy prawdziwy biznes na runku nieruchomości Berlusconi zrobił na początku lat sześćdziesiątych, wykupując teren pod inwestycję przy jednej z mediolańskich ulic i budując na na niej kamienice. Jak zdobył pieniądze? Miał zadziałać jego niezwykły talent zjednywania sobie ludzi, przekonywania ich do działania razem z nim. Oto uśmiechnięty, pewny siebie dwudziestopięciolatek, świeżo zatrudniony w banku, postanowił działać na własną rękę. Namówił znaną już wówczas postać w Mediolanie, przedsiębiorcę budowlanego Pietro Canali na założenie spółki. Do wszystkiego wciągnął także (przez kontakty ojca) szefa banku Rasini, Carla Rasini, który wyłożył na zakup terenu 190 milionów lirów. Sam Berlusconi miał udział w wysokości zaledwie 25 milionów (tyle samo dorzucił Canali). A potem sam zabrał się za robotę, praktycznie nie sypiając w ciągu doby, robiąc za sprzedawcę i za szefa jednocześnie. Jednocześnie już od początku wdrażał nowoczesne metody i pomysły, o których wtedy jeszcze nikomu się nie śniło we Włoszech (jak mieszkanie pokazowe dla klientów). Był faktycznie wizjonerem i potrafił walczyć o realizację tych wizji. Wykorzystywać swój urok, uśmiechać się gdy trzeba i rzucać się jak zajadły pies na „ofiarę”, jak buldog zaciskając szczęki, by nie odpuścić. 

Kadry z filmu „Loro” Paolo Sorrentino, foto: Gianni Fiorito.

Oto na pierwszej budowie młodziutki Berlusconi maluje na błękitno barak budowlany, by w środku urządzić salon sprzedaży. Jest ciepło, zdejmuje koszulę i z gołym torsem, z pędzlem w ręku siada na stopniach, opala się. Pojawiają się nowi klienci, pytają o informacje. Berlusconi wstaje i idzie „zawołać szefa”. Szybko przebiera się w garnitur, zakłada krawat i wychodzi jako „właściciel”. A gdy zostaje spytany o tego młodego chłopaka, co jest taki podobny fizycznie, a siedział przed chwilą na stopniach, odpowiada, że to „taki głupi kuzyn, ale co robić, trzeba pomagać rodzinie”. 

Następny krok po sprzedaży kilku mieszkań to było już niewielkie osiedle. Tu powstała kolejna spółka. Zebrano pieniądze, zaczęto budowę, gdy nagle zaczął się kryzys w nieruchomościach. Partnerzy chcieli uciekać z interesu – nikt przecież nie będzie kupował mieszkań. Berlusconi poprosił ich jeszcze o kilka miesięcy cierpliwości. Zamiast sprzedawać pojedynczo mieszkania, postanowił znaleźć kupca na całość. Wyszukał fundusz emerytalny z Rzymu, który mógłby być potencjalnie zainteresowany. Pojechał do Wiecznego Miasta negocjować, ale Rzymianie mieli go w nosie, odsyłając do jednego z dyrektorów. Berlusconi w końcu wymusił jedno – by dyrektor z doradcami wpadł przynajmniej na budowę zobaczyć wszystko na miejscu. Ten w końcu zgodził, po czym oznajmił, że na miejscu będzie… za trzy tygodnie. Tu musimy dodać, że budowa była dopiero w stadium początkowym. Innymi słowy Berlusconi miał trzy tygodnie by postawić wszystko „na pokaz”. I dokonał rzeczy niewyobrażalnej. Ściągnął całą rodzinę, stworzył trzyzmianowy system pracy, by robota szła non stop. Urządził trzy pokazowe mieszkania, ściągając meble z domów znajomych, ustawił nawet pożyczone kieliszki na stołach. Od swojej starej szkoły salezjańskiej odkupił boisko piłkarskie i kawałek po kawałku przeniósł murawę, by szybko zrobić trawnik. Przewiózł i zasadził drzewa, ustawił kwiaty w donicach. A przed wejściem ułożył napis – cytat z Horacego. Wreszcie, gdy z Rzymu przyjechało dwunastu speców od nieruchomości, by oceniać inwestycję, odstawił wielki show. Znajomego profesora przebrał w mundur – dostał rolę portiera. Częstował przekąskami. Na tarasie ustawił specjalne grzejniki by było cieplej. Rodzina ściągnięta ze wszystkich okolic odgrywała zainteresowanych klientów. Sprzedał rzymskim specjalistom wszystko za jednym zamachem. Potem były kolejne inwestycje budowlane m.in. całe miasteczko Milano 2. A w połowie lat siedemdziesiątych zaczął inwestycje w telewizję – w dobie sztywniackiej, publicznej telewizji państwowej Berlusconi, wykorzystując prawo pozwalające nadawać lokalnie, stworzył sieć mniejszych stacji, nadających amerykańskie seriale i telewizyjne quizy, zaś by program był „na żywo” nagrywał wszystko wcześniej, tworzył kopie z kasety matki, kazał rozwozić do stacji regionalnych i puszczać wszystko w tym samym momencie, jakby był to program ogólnowłoski. Mediaset, Fininvest – to firmy, które zapisały się nie tylko w historii włoskiego, ale i światowego showbiznesu. 

Potem jednak przyszły oskarżenia – o korupcyjny wpływ na Craxiego (który dokonał zmian w prawie, umożliwiających rozwój prywatnej telewizji), oskarżenia o współpracę z mafią i szereg procesów. Na końcu zaś historie w dziewczętami, oskarżenie o seks z nieletnią prostytutką Ruby i wreszcie wszystkie wątki czysto polityczne, które stanowią odrębny rozdział w ciekawej historii Berlusconiego – to jego przyjaźnie z takimi postaciami jak George W. Bush, Władimir Putin czy Muamar Kadafi. 

O tym wszystkim już film Paolo Sorrentino nie opowiada. Ale za uśmiechem Tony’ego Servillo kryje się cała ta, pełna niesamowitych treści historia „Il Cavaliere”. Szczególnie, gdy patrzy na zgromadzonych przy stole kilkanaście pięknych dziewcząt, uśmiecha się po hollywoodzku i mówi rozbrajająco – „ma ragazze…” („ale dziewczyny…”). Po prostu „najpiękniejszy z całej plaży”. 

Tomasz Łysiak

GP/13.02.2019

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.