Święta Anna od Leonarda

W języku hebrajskim Hannah, oznacza łaskę, grację i wdzięk. Imię to, w różnych jego wersjach, noszone jest przez wiele kobiet zarówno w Polsce, jak i na świecie. W tradycji judeochrześcijańskiej mamy do czynienia z jedyną właściwie Anną – najważniejszą, choć Biblia o niej samej mówi nam niewiele, żeby nie powiedzieć nic, prócz prostej informacji, że imię to nosiła żona Joachima, matka Maryi. Milczy o niej Nowy Testament i kanoniczne Ewangelie. Znajdziemy trochę informacji jedynie w apokryfach np. w greckojęzycznej  protoewangelii Jakuba. Anna była bardzo dojrzałą kobietą, do której macierzyństwo przyszło późno. Prawdopodobnie nigdy nie poznała wnuka – Jezusa, syna swej jedynej, wymodlonej przez lata, córki. Nie przeszkodziło to malarzom wszystkich epok tworzyć dzieła, na których umieszczona jest cała trójka: święta Anna, Maryja i Jezus. 

„Święta Anna Samotrzecia” – obraz pod takim tytułem (wł. Sancta Anna Matterza) namalował jeden z geniuszy wszech czasów, Leonardo da Vinci. Dzieło powstawało w latach 1503-1519, choć pierwszy rysunek przygotowawczy do niego tzw. Karton z Burlington House, datowany jest na 1500 rok. Ten ostatni obraz Maestro wisi dziś w paryskim Luwrze. Święta Anna Samotrzeć. Cóż znaczy tak naprawdę to dziwne słowo: „samotrzeć”? W zasadzie jest ono już niespotykane we współczesnej polszczyźnie, to staropolski liczebnik zbiorowy, wskazujący na trzy osoby. 

Geniusz malarza

Samych przygotowań do „obliczenia” sceny na płótnie było bez liku. Technika i wiedza jak namalować obraz były przecież dla Leonarda priorytetem, dopiero potem szedł jego niesamowity talent, sprostanie wymogom konwencji i ostatecznie – piękno… Piękno, którym zdobił twarze czy figury swoich bohaterów, krajobraz dzikiej natury, w którym ich umieszczał i na koniec, jakże ważna symbolika przedstawienia.

Choć do wyjątkowej wizualizacji dwóch najistotniejszych kobiet chrześcijaństwa, opiekujących się małym Jezusem, przygotowywał się Leonardo wiele lat wykonując mnóstwo rysunków i szkiców, to i tak nie dokończył sukni Anny. Bosonoga, supermłoda babcia w niedopracowanej sukience. Ciekawe. Na obrazie nie wygląda jak matka Maryi, lecz jak jej starsza nieco siostra i wprost poraża urodą, przecudną twarzą z niebiańskim uśmiechem, łagodnością i czułością spojrzenia dojrzałej rodzicielki trzymającej na kolanach córkę, która też już jest matką. Córka nie ustępuje urodą matce, jest boska, tak jak boskie jest dziecko, którego strzegą – mały Jezus. Scena dzieje się w „naturze”. Postaci otoczone są przyrodą, z tyłu piętrzą się góry, stanowiąc rodzaj enklawy i swego rodzaju ochronę tej rodziny przed światem. Bezpieczeństwo upostaciowione i zanimizowane. Niebywałe. Sztuka jednakże nie może i nie powinna się w żaden sposób ograniczać. Jej przestrzenie są doprawdy nieskończone. Wiedział o tym mistrz Leonardo. Wiedział i czuł. Rozumiał i realizował. W ludzkim wyobrażeniu ziemskiej szczęśliwości na pierwszym planie pojawia się zawsze matka. Czyż nie zdaje się owa szczęśliwość w dwójnasób pogłębiona, gdy pojawia się także matka matki, czyli babka? Podwójne bezpieczeństwo i podwójna ochrona. A mały Jezus? On chce dosiąść stojącego obok baranka. Cóż za symbolika! Póki co, mama i babcia chronią chłopca przed światem i dają mu poczucie, że jest kochany. 

Babka Boga

Kobieta chroni dziecko wisceralnie, zamykając je w sobie i jednocześnie dając mu przestrzeń do rozwoju, karmiąc je swoim ciałem. Krew z krwi, kość z kości. Paradoks? Fenomen. Urodzić, ochronić Syna Bożego. Takie zadanie miała Maryja. Urodzić i ochronić matkę dla Boga. Takie zadanie miała Anna. Długo o macierzyństwo prosiła i ostatecznie otrzymała swoją „Hannah” – łaskę od Najwyższego. Dziś jest patronką matek, małżeństw, również bezdzietnych, kobiet w ciąży, panien, a także wdów. Czyż tych wszystkich stanów nie doświadczyła sama? A, owszem. 

Święta Anna patronuje miastom: Florencji i Neapolowi, nie mówiąc nawet o kościele parafialnym w Watykanie i o dwustu kościołach w Polsce, których także jest patronką. Dziś, 26 lipca, wspominamy świętą Annę i wszystkie kobiety noszące to pozornie nieskomplikowane, acz niezwykłe przecież imię. Patrząc na obraz Leonarda, przypomnijmy sobie jaką misję tu, na ziemi miała do spełnienia owa kobieta. Bez jej udziału, naprawdę nie stałoby się nic! Bo stać by się nie mogło. Babka Boga.

Wszystkiego najlepszego zatem: Anie, Anki, Anulki, Aneczki! Pamiętajcie zawsze o waszej sprawczości, o tym, jaką macie moc dzięki patronce i jak cudnie wam ją Leonardo wyobraził i namalował na obrazie, który poddany względnie niedawnej renowacji, zachwyca na nowo kolorami i geniuszem mistrza sprzed pięciuset lat. Tanti auguri! 

Anna Miecznikowska-Ziółek

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.