Jacopo da Varazze i „Złota Legenda”
Świętości nie liczy się na kilogramy. Świętości nie można kupić. Nie należy ona do świata materii. Jest to stan ducha, czy też stan umysłu wskazujący na upojenie miłością do Boga i do ludzi, miłością do stworzenia. Świętość to rodzaj szaleństwa bożego ogarniającego duszę człowieka. Po co nam dziś święci? Po co nam ludzie, którzy oszaleli z miłości do Boga?
Kościół katolicki od wieków mówi nam o świętych i o świętych obcowaniu. Katolicy wierzą, że życie człowieka nie kończy się tu, na ziemi, ale trwa nadal, zmienione – w niebie. A święci, którzy za życia ziemskiego okazali się „ludźmi miłości”, w niebie mają miejsce zaszczytne i siłę wstawiennictwa u Boga. Dlatego o nich wspomina się często, a bywa, że ich życie i czyny wychodzą poza obręb kościoła, bowiem miłość nie ogranicza się li tylko do jego bram, ale wychodzi poza nie i kroczy w świat, by w najtrudniejszych ludzkich sprawach, w cierpieniu, głodzie, wojnie, chorobie ukazać swą moc, wielką moc człowieczeństwa. Dzieje się to niezależne od światopoglądu człowieka, jego widzenia świata w ogóle. Na szczęście, bo miłość jest przecież wartością uniwersalną. Miłość to ta strona człowieka, bez której świat by nie istniał. Nie mógłby istnieć.Święty Paweł pisze w Liście do Koryntian:
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
Kiedy Maksymilian Kolbe wystąpił z szeregu, by ofiarować swoje życie za życie skazanego na śmierć głodową Franciszka Gajowniczka mógł dostać kulkę od razu. W Auschwitz-Birkenau za takie „wykroczenie” karano natychmiast. Dlaczego niemiecki strażnik tego nie zrobił, a co więcej, zwrócił się do Maksymiliana „herr” – „pan”? Bo w tym człowieku – umęczonym, pogardzanym, pozbawionym wszelkich praw, włącznie z prawem do istnienia – była moc, wielka siła, choć zapewne strażnik nie pojmował jej do końca, a raczej się jej przestraszył, i to właśnie ona kazała mu oddać szacunek człowiekowi, który był nią przepełniony. Ta wielka siła to właśnie miłość! Miłość, której nie przemoże zło, choćby nawet wydawało się, że wszystko stracone. Jak wielkiego trzeba mieć ducha, jak wielką moc wewnętrzną, by samemu wydać się na cierpienie i straszny koniec i by ten ból przetrzymać? Jakim trzeba być człowiekiem? Trzeba być człowiekiem świętym.
Ziemia świętych – Włochy
Włochy to „ziemia świętych”. Tak właśnie częstokroć mówi się o tym kraju. Rzeczywiście, rozliczne grono Włochów na przestrzeni wieków „wstępowało na ołtarze”, ale nie utknęło na wieki w złoconych ramach swoich wizerunków, lecz poszło w świat, ukazując mu piękno i pełnię człowieczeństwa poprzez miłość. Któż nie zna niezwykłych ludzi średniowiecznej świętości: Franciszka z Asyżu, twórcy zakonu franciszkanów i wszystkich jego gałęzi, czy Klary jego serdecznej, duchowej przyjaciółki, fundatorki zakonu klarysek, albo Benedykta z Nursji, założyciela klasztoru benedyktynów na Monte Cassino? Nie ma chyba takich ludzi, także poza Kościołem katolickim, którzy nie słyszeliby o wielkich włoskich uczonych, mistykach czy teologach, a wśród nich o Tomaszu z Akwinu czy Katarzynie ze Sieny, doktorach kościoła.
Znani są Jan Bosko czy Alojzy Gonzaga jako święci „od młodzieży”, niosący pomóc potrzebującym młodym. Nikomu przedstawiać nie trzeba Walentego, który patronuje zakochanym, ani Rity, tej od spraw beznadziejnych. Mają Włosi także swoich męczenników, a wśród nich Łucję z Syrakuz i Agatę z Katanii. Mają też takich wiernych Bogu świętych, których sobie sami przysposobili: Mikołaja z Bari czy Antoniego Padewskiego, którzy nie pochodzili z Włoch, ale tak wrośli w historię i kulturę tego kraju, że zostali uznani za swoich. Mają matkę i lekarkę, która oddała życie za swoje dziecko – Joannę Berettę Molla, a pośród gigantów wiary – Ojca Pio z Pietrelciny – kapucyna, spowiednika i stygmatyka, którego zna cały świat.
Poszukując świętych. Podróż w czasoprzestrzeni słowa
My, ludzie współczesnych czasów, jako podróżujący pociągiem tej samej czasoprzestrzeni możemy sięgnąć do wytworów wyobrażeń o świecie naszych przodków, tych, których czasoprzestrzeń nas wyprzedziła, bowiem w składzie ciągniętym przez naszą lokomotywę jest wagon, a może nawet kilka wagonów pełnych książek, czyli świat, który nam po nich pozostał. Sięgać do niego jest rozkoszą, magią wędrówki w czasie, nieomal fizycznym dotknięciem wyobraźni czasów dawnych, a nawet pradawnych. Jest to magia znaku, pisma, które trwa jako artyzm ludzkiej ręki i ludzkiego umysłu. Sięgamy zatem do owego skarbu, by świat dawny ujrzeć przez słowo, ale też by go przez słowo emocjonalnie doświadczyć. Nie chodzi jednak o samo poznanie, lecz być może także o przykład, o sposób na życie lub jego elementy, które można przenieść w naszą czasoprzestrzeń, które można zapożyczyć, lub na nich się wzorować. Mądre księgi w tym względzie są skarbem nie do przecenienia. Sięgnijmy zatem do jednej z nich.
Złota legenda” – średniowieczny bestseller
„Legenda Aurea” to opowieść o świętych, rodzaj hagiografii, jeden z najbardziej znanych i niezwykle popularnych w swoim czasie zbiorów żywotów świętych w historii. Powstał właśnie w średniowieczu, a konkretnie w XIII wieku. Został napisany przez włoskiego dominikanina Jacopo da Varazze inaczej nazywanego Jakubem de Voragine. Jakub był arcybiskupem Genui i został błogosławionym Kościoła katolickiego. Pisał o świętych i sam zasilił ich grono.
Atoli niesłychaną popularność zyskała i nieprzemijający dotąd wzbudza zachwyt „Złota legenda”, która rozpowszechniona zrazu w niezliczonych rękopisach, po wynalezienie druku doczekała się setek wydań w oryginale i w przekładach na wszystkie języki narodów cywilizowanych. Pisał ją Jakub około roku 1255, będąc profesorem teologii. Jest w niej uczonym erudytą dominikańskim, często głębokim myślicielem, zawsze zachwycającym gawędziarzem – pisał o Leopold Staff, polski poeta, jej tłumacz.
Oto mamy przed sobą książkę napisaną w Italii setki lat temu w przekładzie na język polski. W tej książce sprzed wieków nie tkwi jedynie hagiograficzna opowieść wynikająca z kultu świętych z czasów Medio Evo, ale cała koncepcja widzenia świata w jego wymiarze realnym i nierealnym jednocześnie, legendarnym, a może nawet cudownym czy wręcz baśniowym. Biorąc ją do ręki musimy mieć w pamięci fakt, że to bestseller kilku stuleci, książka wzorzec, kształtujący europejską wyobraźnię i myślenie o świecie, jakkolwiek wszystkie zawarte w niej pojęcia, obrazy, postaci do dziś nie zostały całkowicie i jednoznacznie zdefiniowane. Wpływ „Złotej legendy” na sztukę, kulturę Europy i sam kult świętych w Kościele katolickim nie ma sobie równych. Dość powiedzieć, że już w średniowieczu dzieło owo doczekało się największego nakładu, zaraz po Biblii. Ilość manuskryptów – rękopiśmiennych kopii tego utworu i rozlicznych komentarzy – była bowiem przeogromna. Był też czas, w którym liczba wydań „Legendy” przekraczała liczbę wydań Pisma Świętego! Co takiego niezwykłego jest w tym dziele, że tak bardzo oddziałuje na wyobraźnię ludzką już od pokoleń? Dlaczego wciąż, niezmiennie jest punktem odniesienia dla wizji chrześcijańskiego świata? Światowej sławy mediewista francuski Jacques Le Goff napisał w swojej książce Czas uświęcony. Jakub de Voragine i „Złota legenda”, że w dziele genueńskiego biskupa wcale nie chodzi o zwykłe przedstawienie historii życia świętych, ułożonych według kościelnego kalendarza na każdy dzień. Nie chodzi o podniesienie morale czytelników oddających się lekturze budujących opowieści. Według niego istotą tego dzieła w zamierzeniu jego twórcy jest chrystianizacja jednego z wymiarów ludzkiego życia, a mianowicie czasu, tego wymiaru, który sam w sobie, a także jego świadomość i organizacja są fundamentalne dla ludzkiego istnienia. W takim rozumieniu intencji Jakuba de Voragine, Bóg, przez „skuteczne zarządzanie” tym wymiarem łączy ze sobą czas ludzki i czas boski i czyni tym samym życie człowieka ponadczasowym.
Czy mamy więc w „Złotej legendzie” do czynienia z boskim continuum czasowym? Czy nasze życie to tylko część prostej nieskończonej, jaką moglibyśmy zobrazować czas? Czy „tu i teraz” łączy się z „tam i wtedy”? Czy rzeczywiście znajdujemy się poza czasem?
Ulmów nie znajdziemy w „Złotej legendzie”, ale jeśli założymy, że boskie continnum trwa, zasilają oni swą świętością szeregi świętych wszystkich epok, z których każdy ma przecież swój własny czas. Tak jak wartości, które święci niosą ze sobą dotykają innych czasoprzestrzeni, ale trwają. Tak jak życie człowieka, trwa, choć w ludzkim wymiarze zawsze kiedyś się kończy.
Święty – remedium na zwątpienie
Kiedy tu i teraz opuszcza człowieka wiara w dobro, gdy wokół wszechobecny brak pokory, skromności, moderacji, gdy tylko nienawiść, kłamstwo, brak szacunku do innego, do życia w ogóle, gdy wszędzie wokół wszelkie panoszące się zło tego świata, rodzi się potrzeba, by poczuć obecność ludzi, którzy z pełną świadomością rezygnują z życia nijakiego, biernego na rzecz życia miłością. Oni, nie walcząc wcale ze złem, krzewią dobro, czynią dobro dla dobra samego i w ten oto sposób podejmują wyzwanie stawienia czoła złu. Biorą na siebie odpowiedzialność i wszystkie konsekwencji z tym związane, w tym śmierć jaką być może trzeba będzie ponieść w imię dobra. Stają się narzędziem w rękach Absolutu, w rękach Boga, w rękach Siły Wyższej od nich samych – jakkolwiek chcielibyśmy to nazwać – służąc, ratując bliźnich, dając wsparcie, karmiąc głodnych, lecząc chorych, podnosząc z upadku, nie odrzucając nikogo, a zapraszając do serca i do stołu, będąc raz to herosami codzienności, to znów dokonując czynów wielkich, wydawałoby się dla człowieka niemożliwych… a jednak. Dlatego właśnie są święci… wzięci z nas, a jednak inni, silniejsi mocą Boga, w którego wierzą. Stają się w ten sposób herosami miłości i pokazują jaki może być człowiek w ogóle, jak może wyglądać człowieczeństwo, do czego zdolny jest człowiek umocniony wiarą, bogaty w miłość. Zawsze dają do myślenia. Zachwycają, czasem może zawstydzają. Pozwalają zobaczyć dokąd może zaprowadzić człowieka boski pierwiastek odkryty przez niego samego we własnej duszy. Kochamy ich i szanujemy, świętych – tych, o których wiemy, a tym, których nie znamy oddajemy część 1 listopada w święto, które we Włoszech nazywane jest Ognissanti, a w Polsce nosi nazwę Wszystkich Świętych. Czy są nam potrzebni dziś, święci wyciągnięci z kart zamierzchłych średniowiecznych historii? Legendarni bohaterowie ducha, wyjęci ze „Złotej legendy”? Odpowiedź na to pytanie zdaje się oczywista. Tak. Są i będą potrzebni, bo żyją nie tylko na kartach starej księgi. Żyją także dziś, albowiem ich przesłanie jest uniwersalne i wieczne. W takim pojmowaniu świętości są też jak najbardziej współcześni. Kto wie, czy ich nie znamy osobiście. Może to sąsiad z góry, albo ten niewysoki kolega z pracy? Tak. Byli, są i będą potrzebni, zawsze, bo miłość, którą się kierują w każdym działaniu, w każdej życiowej decyzji jest wartością nieprzemijającą, a człowieczeństwo w ich wydaniu urzeka i pozwala dostrzec esencję życia, prawdziwą jego wielkość i piękno.
Anna Miecznikowska-Ziółek
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!