„Grzech” – film o Michelangelo Buonarrotim
2019 rok. Andriej Konczałowski reżyseruje film w rosyjsko-włoskiej koprodukcji „Il peccato” („Grzech”). Grają wyłącznie włoscy aktorzy, w tym jeden bardzo charakterystyczny, Alberto Testone, odtwórca roli głównej, interpretator życia geniusza, jakim był Michelangelo Buonarroti czyli Michał Anioł. To o nim jest ten film. Kiedy spojrzymy na twarz Testonego zda się nam twarzą Michelangelo, podobieństwo jest uderzające, wręcz niewiarygodne! To samo czoło, nos, bruzdy na twarzy, włosy… Są niemalże identyczni, jak klony.
„Czas powiela ludzkie twarze”, pisze poeta, lecz czy powiela też ludzki geniusz? Taki jak Michelangela zdarza się raz na setki lat. Znamy i wielbimy jego dzieło – Pietę, stojącą w jednej z kaplic Bazyliki Świętego Piotra w Rzymie, której piękno i bogactwo przekazu każe patrzącemu zastygnąć w stuporze, w zachwycie nad dziełem skończenie doskonałym. Buonarroti zapytany o to dlaczego Matka Boska trzymająca w ramionach zmarłego Chrystusa jest tak młoda, odpowiada, że piękno nie zna wieku. Biel marmuru – niewinność i miłosierdzie w jednym.

Dawid florencki, rzeźbiony gdy Michelangelo miał zaledwie 26 lat, którego kopię oglądamy na Piazza della Signoria, patrzy na nas z cokołu swej urody wielkimi oczami spod skręconych włosów. Chłopięca postać, ale dłonie jakby nie jego, zbyt wielkie, nieproporcjonalne. Michelangelo od dzieciństwa kuł kamień, obrabiał go. Jego dłonie musiały być duże, silne… Czyżby rzeźbił ręce Dawida na wzór własnych?
W Kaplicy Sykstyńskiej, co kilka minut słychać wypowiadane głośno, uciszające tłum słowa „Silence please!”. Wchodzący do niej ludzie nie mogą się powstrzymać, by nie wyrazić otwarcie zachwytu nad jednym z największych arcydzieł sztuki zachodniej, nad dziełem niebiańskim, bo jakież inne mógł stworzyć ten, który nosił przydomek Divino?

Mojżesz, majestatyczny patriarcha rozsiadł się w Bazylice Św. Piotra w Okowach. Ogromny praojciec stworzenia ludzkiego… I te proporcje! Są też dzieła inne, dzięki którym myślimy o Michale Aniele jak o mocarzu kamienia, który z bryły skalnej ciosa piękno w czystej postaci, o dotkniętym palcem Boga arcymistrzu, wielkim człowieku.

Patrząc na jego rzeźbiarskie kompozycje, na jego freski, widzimy de facto koniec, który, jak kropka zdanie, wieńczy dzieło. Patrzymy na efekt morderczej pracy, fizycznego trudu, ale i powołania do tworzenia, na ludzki geniusz. Czy widząc owo piękno w tylu odsłonach, nasza myśl skieruje się w stronę pytań: Ile czasu to trwało? Ile wysiłku kosztowało? Skąd wzięto takie bloki marmuru? Jak je przetransportowano? Kiedy pracował Michał Anioł, w dzień, czy też nocą przy świecach? Kto mu pomagał? Ile drabin, rusztowań było trzeba? A pieniądze? Skąd je brał? A rodzina? A życie? Jak musiało wyglądać jego życie? Stale w kurzu, z obolałymi rękami, czy miał czas na zabawę? A rozrywki? Co jadł? Jeśli w ogóle jadł, pochłonięty weną twórczą? Czemu musiał sprostać w swojej codzienności? Jeśli takie pytania pojawią się w głowie, warto zobaczyć film „Grzech”, który z bezlitosną szczerością ukazuje czasy Michelangelo i próbuje na nie wszystkie odpowiedzieć. Poeci, pisarze malują słowem, ale żeby namalować sztuką wizualną wszystko, co zmysłowe!!! To jest majstersztyk. Oddać obrazem zapach, smród ulicy, wylewanych przez okno odchodów, niemyjących się ludzi, obskurnych domostw, kur na kuchennych stołach, obleśnych władców, dotyk zimnego marmuru i ciepłego ciała, smak zgniłego jedzenia podawanego na upapranych stołach. Film trwa dwie godziny i w tym czasie jesteśmy tylko w jego przestrzeni. Zabiera nas ze sobą w naturalistyczny wykreowany przez reżysera świat włoskiego renesansu widziany od strony „podszewki”, tego co wewnątrz, pod piękną zewnętrzną materią, tego, co trochę ukryte, o czym się nie mówi, idziemy w życie zwyczajne, codzienne, z jego pospolitością, typową dla epoki. I jest inaczej niż zwykle: piękno rodzi się z brzydoty, o której tak mało wiemy, a którą ten film jest na wskroś przesiąknięty.
Co robi ów obdarzony boskim darem geniusz, szalony, jakby nieobecny tutaj, w tym brudnym świecie, który go zniewala swoimi koniecznościami, ze swoją kondycją ludzką, której podlega, jak wszyscy ludzie i z duszą, która wyrywa się ku tworzeniu piękna z kamienia wbrew wszystkim trudnościom tego świata? Musi sobie poradzić, rozdarty między możnych mecenasów, della Rovere i Medyceusza, szarpany przez wykorzystującą go rodzinę, stawiany pod ścianą, szantażowany przez nie dość życzliwą rzeczywistość.
I zaczynamy go lubić, tego pogubionego, nieumytego artystę, który zapomniał o śnie i jedzeniu, człowieka, któremu szkoda czasu na krępujące go codzienne konieczności, który musi tworzyć, inaczej go nie będzie. Nieodparty przymus tworzenia i alienacja twórcy, jego odmienność, a często szaleństwo przejmująco pokazane w „Grzechu” przywodzą mi na myśl, jakkolwiek inne w estetyce, dwa filmowe obrazy: „Amadeusza” Miloša Formana i „Camille Claudel” Bruno Nuyttena.
Scena, w której Buonarroti dokonuje wyboru marmurowego bloku w Carrarze jest bardzo znamienna. Blok jest ogromny, a robotnicy pracujący w kamieniołomie przerażeni jego wielkością. Nic nie jest w stanie powstrzymać Michała Anioła. Dokonał wyboru i zrobi wszystko, narazi się na straty, wydatki ponad miarę, aby piękny, „biały jak cukier” marmur w całości przetransportować do miejsca przeznaczenia. Będzie to kosztowało śmierć jednego z robotników. Gdy będziemy podziwiać jego dzieła, pomyślmy czasem o tym, ile musiało się zdarzyć „pod podszewką”, by mogły powstać i być zachwycającym nas pięknem rodzącym się z brzydoty. Zatem, zapraszam na film.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!