Włoskie Madonny z Luwru
Zostać matką dziecka, które przesunie oś świata w kierunku Miłości i zmieni go na zawsze, płacąc za to swoim życiem. Jaka kobieta by się na to zgodziła? Tylko ta, która zaufała. Zostać matką dziecka bez ojca – w tamtej chwili Zwiastowania – tak jak to pojmował ówczesny świat i ona sama. Jaka kobieta by się na to zgodziła? Tylko ta, która zawierzyła, która miała odwagę, ta która zechciała sprostać niewyobrażalnie trudnemu zadaniu, trudnej MISJI. Została wybrana spośród innych i zapytana.
Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum. Czy mogła odmówić? Oczywiście, że mogła. Nie zrobiła tego jednak. Wypowiedziała swoje FIAT i tym samym misję przyjęła oraz wypełniła ją do końca. Stała się matką Jezusa Chrystusa – benedictus fructus ventris tui – i Jana spod krzyża, którego ten Jej powierzył i całej ludzkości, została matką świata. Zwyciężyła węża miażdżąc mu głowę. Zdeptała zło. Jest święta i czczona na wszystkich kontynentach, we wszystkich zakątkach globu. Nawet Koran mówi o Niej same najpiękniejsze słowa i obdarza wielkim szacunkiem jako matkę proroka.
O tym, kim jest matka i czym tak naprawdę jest przyjście na świat człowieka pisał pięknie we wstępie do książki „Dar rodzenia” śp. pan profesor Włodzimierz Fijałkowski, polski ginekolog: „Od dawna nurtowała mnie myśl utrwalenia wrażeń z przebytego porodu zapisanych przez kobiety tuż po jego ukończeniu. Przez wiele lat patrzyłem z narastającym podziwem, jak matka potrafi wówczas >>tracić siebie<<, cała oddana dziecku, które opuszcza gościnne pomieszczenie w głębi jej ciała i wchodzi w nowy, nieznany świat. Chciałem niejako udokumentować swoje osobiste spojrzenie i udostępnić je innym. Czułem się także zobowiązany, ponieważ dane mi było oglądać z bliska to misterium zmagania się ludzkiego ducha z oporem i bezwładem materii”.
Piękne i prawdziwe to słowa. Tak, narodziny to misterium, to zgoda matki na wszelkie trudy, to miłość, ciało i duch. To życie, to wszechświat.
W takim rozumieniu narodzin człowieka, jako zgody kobiety na podjęcie się misji przekazania życia, na zatracenie siebie, na owo misterium, w którym duch ubiera się w physis, my – kobiety-matki stajemy bardzo blisko Madonny, a Ona blisko każdej z nas. Ona. Wybrana. Święta. Benedicta tu in mulieribus.
Nie znamy Jej wizerunku. Nie wiemy jak wyglądała. Przez wieki była ukazywana tak jak mówi o niej Pismo i tak jak podpowiadała wyobraźnia i dusza artystów: pisarzy, malarzy, rzeźbiarzy, złotników. Ze wszystkich istniejących pięknych wyobrażeń Madonny, wybieram dziś te, o których chcę opowiedzieć, a które namalowali włoscy giganci rinascimenta: Leonardo da Vinci, Sandro Botticelli, Rafael Santi i Andrea di Bartolo zwany Solario. Te cztery cudowne Madonny spotkałam w paryskim Luwrze. Włoski renesans – epoka bezkonkurencyjna pod każdym względem w europejskich dziejach – pozostawiła swoje ślady nie tylko w Italii, miejscu swego poczęcia i narodzenia, lecz także w licznych miejscach Europy i świata. Idę więc tropem francuskim tym razem, a potem skręcę nieco w kierunku Polski.
Tymczasem wróćmy do Luwru. To muzeum pochwalić się może niezwykłymi wizerunkami Matki Bożej, autorstwa mistrzów włoskiego renesansu. Zacznijmy od mistrza wszechczasów – Leonarda da Vinci.


Jego obraz z Luwru to „Madonna wśród skał”, albo „Madonna w grocie”. Piękny. Pełen symboli i jednocześnie trudny do interpretacji. Drugą jego wersję można zobaczyć w Londynie w National Gallery. Nie widziałam jej na własne oczy, tylko na reprodukcji jednakże mogę powiedzieć, że choć mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, że są do siebie niemal bliźniaczo podobne, obrazy wcale nie są identyczne. Różnią się w bardzo istotnych detalach. Dlaczego i po co mistrz Leonardo stworzył dwie wersje tej samej sceny? Pozostaje to jego tajemnicą, którą usiłują odkryć znawcy sztuki, włoskiego malarstwa i rinascimenta… niestety, jak dotąd bezskutecznie!
Madonna na obrazie z Luwru znajduje się po środku sceny, w geście dość zaskakującym – z lewą dłonią jakby rozwartą nad głową błogosławiącego dziecka: czy to mały Jan Chrzciciel czy Jezus? Czy ten gest Madonny ma chronić dziecko? I przed czym? Przy dziecku znajduje się postać anioła Uriela, co jest rzadkością. Anioł ten jest bowiem portretowany wyjątkowo, jeśli w ogóle, a ten akurat boską swoją urodą może zachwycić każdego. Jest doskonały. Uriel wskazuje palcem na modlące się dziecko po przeciwnej stronie, chronione otulającym gestem prawej dłoni Madonny. Wszystko dzieje się w grocie, do której wpadają przebłyski świetlne z zewnątrz. Sama grota ma bardzo głęboką symbolikę związaną z narodzinami, z dawaniem życia. Czy dlatego Leonardo tam właśnie umieścił scenę. Madonna – dawczyni życia, matka, opiekunka.
W National Gallery na obrazie Leonarda nie zobaczymy gestu Uriela, wiemy które dziecko jest kim, albowiem to o ramię Jana opiera się złoty, trzcinowy krzyż i wszystkie postaci prócz Uriela, co ciekawe, mają aureole nad głowami. Ogromna uroda Madonny – młodej kobiety – podkreślona jest ubiorem. Poły Jej płaszcza spina cudna kryształowa brosza, symbolizująca czystość i niewinność, a jedocześnie kobiecość. Madonna kobieta. Madonna piękno.
Inny wizerunek Madonny z Luwru to „Madonna z dzieciątkiem i Janem Chrzcicielem”, którego autorem jest Sandro Botticelli. Najbardziej znane i utrwalone w pamięci współczesnych obrazy Botticellego to zapewne „Narodziny Wenus” i być może „Wiosna”. Wiemy o jego bliskiej relacji z Medyceuszami – z Wawrzyńcem Wspaniałym i jego rodziną. Wizerunki jej członków odmalowywał na swoich obrazach. Jednakowoż bardzo częstym motywem prac Botticellego była także Madonna. Stworzył wiele Jej przedstawień, które odnaleźć można przede wszystkim we Florencji, co oczywiste, lecz także w muzeach Berlina, Warszawy czy Waszyngtonu.

Wizerunek z Luwru zachwyca delikatnością i czułością sceny. Urocza twarz Matki skłania się ku tulącemu się dziecku. Oboje są jakby spowici w tiule, w nieuchwytną wytworność przeźroczystej materii, złączeni miłością. Madonna jest przecudną damą, której wygląd odpowiada kanonom ówczesnego kobiecego piękna, a wszystkiemu temu przygląda się chłopiec – Jan Chrzciciel.
Rafael Santi „swoją” Matkę Bożą ukazał jako „Piękną Ogrodniczkę”. Malarz miał także swój „okres florencki”, szkolił swój warsztat pod przeogromnym wpływem tak Leonarda da Vinci jak i Michała Anioła. Także Santi stworzył wiele wizerunków Madonny. Ten, który wisi w Luwrze został zakupiony przez króla Francji Franciszka I. Obraz zdaje się być niejednoznaczny stylistycznie. Jest za to urzekający. Młodziutka piękność opiekuje się dwoma chłopcami, z których jeden domaga się większej bliskości z Mamą. To mały Jezus w towarzystwie Jana Chrzciciela.

Są na wolnym powietrzu w piękny dzień wśród natury. I znów czujemy ciepło macierzyńskiej opieki i znów towarzyszymy Madonnie w Jej misji bycia Matką dziecka niezwykłego. Trochę nazbyt sielsko? Może tak, za to naturalnie i zwyczajnie. Matka pozostaje matką, tym, kim ma być: czułą, spokojną istotą gotową do dania dziecku siebie na ten czas, gdy jest mu domem, jest mu wszystkim. Ma tę możliwość. Ten czas został Jej dany.
Na jednej ze ścian Luwru, w ciągu obrazów o ogromnej historycznej i artystycznej wartości wisi także ten: przepiękny, choć niewielki obraz, namalowany przez Andreę di Bartolo Solari. Malarz określany mianem leonardianina (czyli zainspirowanego twórczością da Vinciego) namalował obraz, który nosi tytuł „Madonna z zieloną poduszką”. Powstał on około roku 1507 lub też 1510, gdy Solario, z urodzenia mediolańczyk, przebywał we Francji. Przyjrzyjmy się postaci małego Jezusa. Pulchny chłopczyk z zapałem oddaje się przyjemności bycia karmionym przez Mamę. Ona także zdaje się z radością ofiarowywać synkowi swoje mleko. Alma Mater. Radość i pełnia macierzyństwa. Maryja ma piękny strój z epoki (spójrzcie na rękaw sukni), dziecko spoczywa na zielonej zdobionej poduszce. Co ciekawe i rzadko spotykane, chłopiec ma rude, kręcone włoski. Dorosłego Chrystusa z rudymi, długimi włosami widziałam jedynie, otoczonego ciemnowłosymi uczniami, na obrazie ołtarzowym w Ormiańskiej Katedrze we Lwowie. Jest bardzo piękny! Absolutnie niezwykły!

W Polsce, co warto wiedzieć, obraz Solaria ma swoją własną historię. Reprodukcje obrazu „Madonna z zieloną poduszką” wisiały i dotąd wiszą, jak można sądzić, w wielu polskich domach. „Matka Boża karmiąca” – taki tytuł mu nadano wierząc, że każdemu domowi, w którym będzie obecny przyda obfitości, łask i szczęścia. Prawdą jest, że dzieło to ma w sobie coś naprawdę wyjątkowego. Czyżby kolor tej poduszki, który działać może jak „trace mnésique” – pamięciowy ślad – na niektórych odbiorców, a może po prostu płynący zeń jasny przekaz radosnego, obfitego, przyjemnego macierzyństwa, spełniającego się na ciepłej, otulającej podusi. Kto wie?
Cztery obrazy z Luwru, cztery włoskie renesansowe wizerunki najmocniejszej kobiety świata – Madonny. Wszystkie piękne, wymowne, głębokie w przekazie, stworzone przez mężczyzn. Wizerunki Matki, ale też kobiety, pięknej kobiety, rozświetlonej Bożą miłością, radością, pełnią macierzyństwa, pełną czułości i łaski. Gratia plena.
Wychodzę z Luwru i biorę kurs na Polskę.
Najbardziej niezwykłe wizerunki Madonny, jakie spotkałam, poza setką innych, pięknych, to „Madonna brzemienna”, piękna i dostojna, w białej sukni i niebieskim płaszczu z widoczną ciążą – w bazylice katedralnej w Sandomierzu oraz Madonna w kapeluszu z szerokim rondem, spacerująca w towarzystwie małego Jezusa i Józefa – w brackim kościele św. Józefa w Krzeszowie. W tym Krzeszowie na Dolnym Śląsku, gdzie znajduje się cysterski klasztor i Muzeum Piastów Śląskich. Autor tego obrazu Willmann nie był Włochem, ale nazywany jest za to śląskim Rafaelem.
I co Państwo na to? Miłość, boskość, piękno, czułość, kobiecość, ochrona, macierzyństwo i dzieciństwo, a także, a może przede wszystkim misja. Słowem, wszystko, czyli życie! A wystarczy jedynie spojrzeć na wizerunek Madonny. To naprawdę wystarczy.
Ottimo testo, che incoraggia a contemplare Maria nelle sue immagini. Inoltre, grande conoscenza nel campo dell’arte trasferita sulla carta. Congratulazioni Ania!