RZYMSKA MODA SPRZED 2000 LAT

Antyczni rzymianie kojarzą się nam z mostami, akweduktami, rzymskimi drogami oraz ubiorem takim jak togi czy wojskowe buty – caligae. Współcześnie Italia jest symbolem dobrego i ekstrawaganckiego obuwia od najlepszych projektantów, mało kto wie jednak jak bardzo udekorowane mogło być obuwie rzymskich czasów oraz jak ważną pełniło rolę, nie tylko chroniąc stopy ale będąc też elementem świadczącym o statusie danej osoby.

W forcie Saalburg znajdującym się w Hesse w Niemczech znajduje się muzeum z wystawą przedmiotów należących do rzymian, którzy zamieszkiwali ten region. W kolekcji tej znaleźć można ponad 2000 letni but, znaleziony w studni fortu. Skórzany, wytrzymały i przepięknie zdobiony, pokazuje nie tylko mistrzostwo szewca który je stworzył, ale ale też o gustach ówczesnych Rzymian. To niesamowite, że but ten mógłby zostać wzięty za dzieło XX czy XXI wieku!

18 torebek z 18 regionów Italii

Rzemieślnicy z osiemnastu regionów Włoch zostali poproszeni przez firmę Fendi o zaprojektowanie wzoru kultowej torebki Baguette i wykonanie go przy wykorzystaniu technik i materiałów charakterystycznych dla danego zakątka kraju. Nierzadko są to techniki powstałe przed wiekami, a wiedza o nich przekazywana jest kolejnym wytwórcom z pokolenia na pokolenie. Powstało osiemnaście dzieł sztuki reprezentujących wszystkie zakątki Italii. Każda torebka oznaczona została nazwiskiem rzemieślnika lub nazwą pracowni, w której została wykonana.

Baguette zaprojektowała w 1997 roku dyrektor kreatywna marki Silvia Venturini Fendi. O projekcie, który nazwano „Ręka w rękę” („Mano bella mano”) mówiła: „Nawiązaliśmy współpracę z rzemieślnikami wybranymi w różnych włoskich regionach.

Pierwszą torebka, która dzięki temu powstała została zaprezentowana podczas pokazu mody jesień/zima 2020-2021. Wykonał ją w Toskanii rzemieślnik, który wytwarza torebki z naturalnej skóry, bez szwów, jedynie odpowiednio sklejane, a mimo to trwałe i piękne.

„Hand in hand” symbolizuje spotkanie rąk rzemieślników włoskich i marki Fendi. To początek niesamowitej drogi, by pokazać kreatywność i artyzm ludzi, którzy od wieków stoją na straży tradycyjnego rzemiosła. To także fundamentalny krok, by chronić nasze włoskie dziedzictwo”.

Sycylia

Torebkę wyglądającą jak misterne puzderko ze srebra wysadzane koralowcem stworzyli rzemieślnicy z Trapani. 

Liguria

Tuż za Genuą, na wybrzeżu, w miejscowości Campo Ligure pielęgnuje się średniowieczną tradycję obróbki srebra. Ponad trzydzieści warsztatów przekazuje następnym pokoleniom technikę zdobienia za pomocą srebrnych nici. Atelier Effe-Erre stworzyło torebkę jak piękną, srebrną zbroję, w której delikatna „koronka” otacza filigranowe zawijasy. 

Trydent i Górna Adyga

Region słynie z pradawnej tradycji haftu pawimi piórami, zwanej Federkielstickerei, polegającej na zdobieniu skóry pawim piórem podzielonym na równej wielkości nici. Sztuka ta, praktykowana od średniowiecza, nabrała coraz większego znaczenia w XIX wieku dzięki zdobieniu tradycyjnych strojów, zwanych Tracht. Pas z taką ozdobą mógł być wart dwa konie. Na torebce wykonano tą techniką motywy kwiatów typowe dla tyrolskich gór.

Valle d’Aosta

Małe miasteczko Champorcher słynie z ręcznie tkanych materiałów z  niebarwionych konopi, które potem są haftowane tradycyjnymi czerwonymi motywami, przypominającymi haft krzyżykowy. W 1989 roku kobiety z Champorcher założyły spółdzielnię Lou Dzeut, która kontynuuje tradycję tego rzemiosła, wykonując materiały na starych drewnianych krosnach. W torebce z doliny Aosty połączono napisy, motywy geometryczne i kwiatowe. 

Piemont

Ojczyzna barwnego haftu „bandera” wykonanego wełnianymi nićmi na białej tkaninie, który nazywa się też „malowaniem igłą”. Używany w arystokratycznych rezydencjach do ozdabiania zagłówków łóżek, foteli, sof, obrusów. Hafciarze od XVII wieku szyją tradycyjne, żywe motywy kwiatowe i rokokowe ściegiem łańcuszkowym, uzyskując delikatne odcienie jaśniejszymi i ciemniejszymi nitkami. Założona przez Consolatę Pralormo w XIII-wiecznym Castello di Pralormo – firma Pralormo Design nadała nowe życie temu rzemiosłu, które prawie zanikło w latach 60. 

Emilia Romania

Torebka powstała w Rawennie, w laboratorium Akomena Spazio Mosaico, które czerpie inspiracje z artystycznego dziedzictwa miasta. Bizantyjska tradycja ręcznie wycinanej mozaiki, sięgająca V-VI wieku, polega na sztuce łączenia fragmentów szkła i ceramiki, tworzenia rysunków i scen malarskich na ścianach, podłogach i sufitach. Wzór na torebce: ośmioramienne gwiazdy, zdobią sklepienie mauzoleum Galli Placydy w Rawennie. 

Lombardia

W sercu przemysłowego miasta Varese, bottega Valigeria Bertoni od pokoleń przekazuje nowoczesne podejście do tradycyjnej obróbki skóry. W ramach projektu przekształcono Baguette w mały, miniaturowy kuferek, wyposażony w trzy wyjmowane szuflady.

Kampania

W Sorrento od VI wieku w klasztorach benedyktyńskich praktykuje się skomplikowaną technikę intarsji z drewna, zwaną „intarsją Sorrento”. Polega ona na wycinaniu i układaniu cienkich kawałków kontrastującego drewna na blatach stołów, pozytywkach, pudełkach na biżuterię, ramach i innych cennych przedmiotach sztuki. We współpracy z Stinga Tarsia, rodzinnym warsztatem w sercu Sorrento, stworzono torebkę fornirowaną drewnem, z logo Fendi wykonanym z  jasnego klonu i otoczonym motywami kwiatowymi, liśćmi i gryfami typowymi dla neapolitańskiego baroku.

Lazio

Bogate dziedzictwo historyczne Rzymu reprezentuje torebka, do której wykorzystano starożytną tradycyjną technikę złotniczą zwaną „granulatura”. 

Abruzzo

Trochę jak koronki z Koniakowa czyli torebka zrobiona z koronki klockowej „Aquilano”. To wielowiekowe dziedzictwo Abruzzo. 

Veneto 

Bogate kwiatowe tkaniny żakardowe połyskujące aksamitem inspirowane są historią wielkiej Wenecji. Materiał na tę torebkę utkany został na autentycznych wiekowych krosnach żakardowych.

Umbria

Cenne tkaniny inspirowane średniowiecznym włoskim wzornictwem oddają hołd pięknu i tradycji Perugii.

Apulia

Zwiewne motywy kwiatowe wykonane zostały ręcznie tradycyjną apulijską techniką „chiacchierino”.

Marche

Mamy też torebkę wyplataną z gałązek wierzby rosnącej w regionie Marche.

Molise

Słynne koronki w kolorze kości słoniowej z Isernii skomponowane są z ultralekkich spirali i delikatnych wzorów geometrycznych, które podkreśliły linię torebki.

Kalabria 

Tradycyjne lokalne motywy na tkanym, grubym lnie, wydobyte zostały na światło dzienne dzięki naturalnym barwnikom roślinnym.

Sardynia

Wreszcie na koniec współczesna interpretacja kultowych motywów Fendi wykonana tradycyjnym dwustronnym splotem zwanym na Sardynii – pibione.

Foto: archiwum Fendi

Salvatore Ferragamo – najlepszy szewc na świecie

5 czerwca 1898 roku, w małym górskim miasteczku Bonito (Kampania) urodził się Salvatore Ferragamo, mistrz obuwia i prawdopodobnie najlepszy szewc na świecie.

Rozpoczął praktyki w Neapolu mając lat 11 i już dwa lata później otworzył swój pierwszy sklep. W wieku 16 lat postanowił wyjechać do Bostonu i dołączyć do swoich braci, pracujących w fabryce kowbojskiego obuwia. To tam Ferragamo zapoznał się z nowoczesnymi metodami produkcji butów, imponowała mu szybkość produkcji, dostrzegał też jednak spadek jakości obuwia w porównaniu do wykonanego ręcznie.

W wieku 16 lat wyjechał do Kalifornii i otworzył mały sklep z własnymi butami w Santa Barbara. To tam właśnie po raz pierwszy zetknął się z amerykańskim filmowym światem. Zaczął też uczęszczać na Uniwersytet Południowej Kalifornii, gdzie studiował anatomię. Nie wierzył, że but nie może być zdrowy dla stopy i wygodny jednocześnie wyglądając przepięknie. 

Gdy przemysł filmowy zmienił swoje centrum na Hollywood, Ferragamo zrobił to samo. To właśnie tam otworzył swój słynny „Hollywood Boot Shop” i otrzymał przydomek „Szewca Gwiazd”.

W 1927 roku powrócił do Włoch i otworzył sklep we Florencji, przy Via Manelli. W tamtym czasie jego buty nosiły najzamożniejsze kobiety świata. W 1933 roku jego biznes nie wytrzymał Wielkiego Kryzysu – Salvatore Ferragamo ogłosił bankructwo. 

Już trzy lata później otworzył dwa warsztaty i sklep w Palazzo Spini Feroni. Do dziś to właśnie tam znajduje się siedziba główna jego firmy (oraz muzeum, w którym zobaczyć możemy ponad 10 tysięcy butów jego autorstwa).

Jego klientkami były między innymi Judy Garland (buty wykonane dla niej nazwał „The Rainbow” w hołdzie dla jej roli w „Czarnoksiężniku z Oz”) czy Marilyn Monroe. Jego „Niewidzialne Sandały” z przeźroczystymi nylonowymi „rzemieniami” wygrały w 1947 roku prestiżową nagrodę Neiman Marcus. Po raz pierwszy wyróżnienie to otrzymał szwec.

Andrea Calvini

Vespa – włoska księżniczka na dwóch kółkach

Ma przedni „widelec” inspirowany podwoziem samolotów. Nazwę dostała, bo swoim twórcom przypominała osę. Do zbiorowej wyobraźni wskoczyła słynnymi scenami z „Rzymskich wakacji” Williama Wylera. Vespa! – symbol stylu, elegancji, lekkości i klasy Italii obchodzi swoje 75 urodziny!

Gregory Peck i Audrey Hepburn – on amerykański dziennikarz, ona księżniczka jakiegoś nieznanego kraju. Jadą przez Rzym na zgrabnym, pięknie zaprojektowanym skuterze o wdzięcznej nazwie Vespa (Osa). W tle Schody Hiszpańskie, Koloseum, rzymskie ulice. 

Właściwie nie wiadomo, która z księżniczek mocniej przyciąga swym dziewczęcym, filuternym urokiem – czy Anna grana przez hollywoodzką gwiazdę, czy Vespa zaprojektowana w fabryce Piaggio. Gdy Hepburn odpala silnik i rusza w drogę, a grany przez Pecka dziennikarz Joe Bradley wskakuje za nią na siodło zdaje się, że obie damy wspólnie bawią się niekontrolowaną jazdą – szaleńczy rajd, roztrącanie przechodniów czy sklepikarzy zdaje się być świetną zabawą dla jednej i dla drugiej. Vespa szybko stała się symbolem Włoch. W 1953 roku, gdy Wyler kręcił swój film, była już sprzedawana w wielu krajach na świecie. Ale to amerykański obraz wyniósł ją na szczyty, spowodował, że na jej punkcie oszalało tysiące Amerykanów, zaś gdyby dzisiaj przyszło wymieniać produkty, które stanowią o wyjątkowości włoskiego stylu, designu, jakości projektów to na jednym z pierwszych miejsc stanęłaby właśnie Vespa. 

Audrey Hepburn, Gregory Peck i Faro Basso, czyli Vespa V30T

Notabene model, który „grał” w „Rzymskich wakacjach” to V30T z roku 1952, który ochrzczono „faro basso” czyli „niski reflektor”, z racji przedniego światła umieszczonego nisko, na błotniku. Dla naszego portalu „Faro d’Italia” brzmi ta nazwa tym bardziej atrakcyjnie, bo „faro” znaczy też „reflektor”. 

Genialny inżynier od samolotów

A zatem, opowiedzmy o narodzinach gwiazdy. Jej ojcem, twórcą i pomysłodawcą był Enrico Piaggio – urodzony w 1905 roku w okolicach Genui, który po śmierci ojca Rinaldo odziedziczył firmę produkującą samoloty. Enrico w czasie wojny został postrzelony przez żołnierza włoskiej Republiki Salo i to z błahego powodu: nie podniósł się z krzesła, gdy w radio była transmitowana mowa generała Rodolfo Grazianiego przeciwko aliantom. W szpitalu uratowano mu życie, ale musiano usunąć nerkę. Po wojnie Enrico postanowił w Toskanii uruchomić nowy projekt – chciał opracować prosty środek transportu, na dwóch kołach, lekki i tani. Włosi potrzebowali dostępnego dla wszystkich pojazdu. I właśnie dlatego Piaggio chciał produkować taki motocykl, by mógł nim jeździć każdy, w tym także panie. 

Już w 1944 roku w Biella i w Pontedera, gdzie znajdowały się zakłady Piaggio, technicy i inżynierowie opracowali konstrukcję małego skutera MP5, czyli Paperino – który w przyszłości miał się przekształcić się w naszą Vespę. 

Aby jednak pomysły Piaggio nabrały realnych kształtów potrzebny był świetny inżynier – do zespołu dołączył więc znakomity fachowiec, z którym Enrico pracował jeszcze przed wojną – Corradino D’Ascanio. D’Ascanio projektował wcześniej samoloty, a nawet helikoptery. Co więcej, mówiło się o nim, że „nienawidzi motocykli”. 

Enrico Piaggio i Vespa

Na jesieni 1945 roku inżynier zaczął się zastanawiać nad zadaniem. Jedną z rzeczy, które go denerwowała w motocyklach było to, że… trzeba przekładać wysoko nogę przez siodełko, by na nich usiąść. A zatem, wychodząc ze swoich projektów lotniczych, zaczął myśleć o czymś rewolucyjnym – tak by kierujący motocyklem nie miał nic między nogami i w dodatku mógł je postawić swobodnie na podłodze pojazdu. Corradino w grudniu zaczął rysować pierwsze projekty, a jednocześnie rozmyślał jak rozwiązać inne problemy. Oto bowiem, gdy cały silnik przesuniemy za kierowcę, nad tyle koło, to pojazd nie będzie dobrze zbalansowany. Tu D’Ascanio wpadł na rozwiązanie podobne do tych, których używał w projektach samolotów – zamontowanie w przedniej części cięższego, masywnego widelca! I tak się stało, a pojazd nabrał swojej charakterystycznej, znanej nam do dzisiaj linii i kształtu. 

Rysunek Corradino D’Ascanio. Prototyp Vespy. 2 grudnia 1945.

Narodziny gwiazdy

Istnieją dwie wersje legendy o tym jak powstała nazwa Vespa. Jedna mówi o tym, że Enrico Piaggio, gdy pokazano mu projekt, i gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk silnika, miał zakrzyknąć – „To całkiem, jak osa!”.

Druga twierdzi, iż mamy do czynienia z akronimem, zaś VESPA to inaczej: Veicoli Economici Società Per Azioni. Jednak to ta pierwsza opowieść wydaje się najbardziej prawdopodobna. 

Oficjalne narodziny Vespy miały miejsce 23 kwietnia 1946 roku, gdy firma Piaggio & C. S.p.A.złożyła we florenckim oddziale urzędu patentowego Ministerstwa Przemysłu i Handlu projekty i model z opisem, który brzmiał po włosku: „motocicletta a complesso razionale di organi ed elementi con telaio combinato con parafanghi e cofano ricoprenti tutta la parte meccanica”. 

Faktycznie jednak już miesiąc wcześniej, bo 24 marca, skuter zaprezentowano na wystawie w Turynie. Enrico Piaggio napisał pełen entuzjazmu i radości do członków zarządu w fabryce: „Mam przyjemność powiadomić was, że pierwsze modele spotkały się z wielkim uznaniem. Chciałbym wam wyrazić moje głębokie zadowolenie, oraz nadzieję, że wspólnymi siłami możemy wykonać następne znaczące kroki dla naszego przedsiębiorstwa”. 

Debiut wobec szerokiej publiczności nastąpił w rzymskim Circolo del Golf w obecności amerykańskiego generała Stone’a, co uwieczniła kronika kinowa Movieton. Włosi zobaczyli Vespę po raz pierwszy na stronach pisma Motor i na czarno-białej okładce tygodnika La Moto z 15 kwietnia 1946 roku. Wreszcie mogli go „dotknąć na żywo” w trakcie mediolańskich targów, w tym samym roku. Jedną z wielu zachwyconych osób był tam kardynał Alfredo Schuster, który  przyglądał się z podziwem futurystycznemu pojazdowi. I tak „księżniczka na dwóch kołach” zdobyła Włochy, a potem cały świat. W 1956 roku wyprodukowano milionowy egzemplarza. 

Księżniczka na dwóch kołach – Vespa. Foto: Mehrad Vosoug

Dzisiaj Vespa to nie tylko skuter. To ikona. Dzieło sztuki. Symbol. Jej modele wystawiane są na całym świecie w muzeach designu, sztuki nowoczesnej, wiedzy, techniki i transportu. Vespa stanowi część kolekcji wystaw w Triennale Design Muzeum w Mediolanie i można ją oglądać w słynnym muzeum MoMA w Nowym Jorku. W siedzibie firmy Pontedera znajduje się również muzeum Piaggio, które w tym roku, od 23 kwietnia szykuje specjalną, urodzinową ofertę. 

Na platformie Netflix natomiast można obejrzeć film biograficzny „Enrico Piaggio – un sogno italiano” w reżyserii Umberto Marino, z Alessio Bonim w roli Piaggio. Niestety jest to film słaby i schematyczny, a szkoda bo sama historia Piaggio jest pełna smaczków, które mogłyby dodać mu waloru. 

Za to nieśmiertelne „Rzymskie wakacje” zachwycą na pewno po raz kolejny. Zawsze warto przejechać się rzymskimi ulicami z Gregorym Peckiem, Audrey Hepburn i włoską księżniczką na dwóch kółkach – Vespą. 

Buon compleanno Faro Basso!

Faro d’Italia.

Tekst: Tomasz Łysiak, Foto: Artturi Siioven

Naszych czytelników zapraszamy do wirtualnego zwiedzania muzeum Piaggio:

Dom Gucci – historia bez happy endu

G. Gucci & Co. – taki napis zawisł w 1921 roku nad witryną wystawową sklepu przy Via della Vigna Nuova we Florencji. Oferowano w nim eleganckie angielskie zestawy podróżne ze skóry i wyroby galanteryjne. Właściciel Guccio Gucci gwarantował, że będą służyć nabywcom wiele lat, a jakość pozostanie na najwyższym poziomie. O nowym sklepie mówiono na mieście i wkrótce pan Gucci musiał otworzyć kolejny warsztat, aby nadążyć z zamówieniami. Tak rozpoczęła się kariera włoskiej rodziny, która osiągnęła w światowej modzie szczyty, by tam rozpocząć walkę o stery, zakończoną morderstwem i wreszcie stratą całego swego dziedzictwa. 

Guccio Gucci pochodził z małego toskańskiego miasteczka. Kiedy miał 16 lat wyruszył szukać szczęścia i pieniędzy do Wielkiej Brytanii. W 1897 roku zgłosił się w Londynie do eleganckiego hotelu Savoy i został boyem przenoszącym bagaże gości. To wówczas napatrzył się na eleganckie walizy i pudła na kapelusze opatrzone herbami i inicjałami swych właścicieli. Produkowane przez kilka firm europejskich akcesoria podróżne (m.in. byli to: Louis Vuitton w Paryżu czy William Asprey w Londynie – obie te firmy nadal mają się świetnie), wykonane były ze dobrej jakości skór, drewna i metalowych okuć. Po czterech latach pracy Guccio wrócił z zarobioną gotówką do Florencji, zatrudnił się w firmie do której należał Orient Express, ożenił z Aidą Calvelli, doczekał córki, czterech synów i… pojechał na Wielką Wojnę. Po powrocie rozpoczął pracę w znanej florenckiej firmie produkującej galanterię skórzaną – Franzi. Tam nauczył się wszystkiego, co dotyczyło wyrobów ze skóry, a kiedy przeszedł wszystkie szczeble awansu, złożył wypowiedzenie i namówiony przez żonę otworzył pierwszy sklep na Via de Tornabuoni.

Guccio Gucci

Jeszcze wtedy nie odważył się na szyld pod własnym nazwiskiem, ale wyroby Gucciego sygnowało logo przedstawiające sylwetkę boya hotelowego niosącego walizki. Wreszcie w 1921 roku pierwszy napis Gucci rozpoczął karierę nazwiska, które zna niemal każdy człowiek na kuli ziemskiej, a przynajmniej ten kto choć pobieżnie interesuje się modą. 

Twarda ręka seniora rodu

Despotyczny Guccio rządził w swoim królestwie twardą ręką. Nastoletnia córka Grimalda pracowała „na kasie”, Aldo, Vasco i Rodolfo rozwozili zamówienia, pomagali w sklepie i pracowni, żona Aida doglądała wszystkiego i przeszła do rodzinnej legendy jako „piekielna”. Oprócz wysokich wymagań dotyczących pracy, ojciec wprowadził też system ostrej rywalizacji między dziećmi, co miało w przyszłości obrócić się przeciwko jego imperium.

Na razie jednak największą przyszłość pokładano w Aldo, który odziedziczył charakter po ojcu i był zakochany w swojej pracy. Jak się jednak szybko okazało nie tylko w pracy – najstarszy syn był niepoprawnym kobieciarzem i nigdy nie przepuścił okazji do flirtu. Jeden z jego wyskoków zaowocował ciążą pokojówki greckiej królowej Elżbiety – Olwen Price, panny z Walli. Królowa osobiście pofatygowała się do sklepu Gucciego, by wyegzekwować małżeństwo. W krótce na świat przyszedł pierworodny Giorgio, potem urodzili się jeszcze Paolo i Roberto. Tymczasem zbliżała się II wojna światowa, a jednym z jej wczesnych pomruków była inwazja włoska na Abisynię, która doprowadziła do embarga handlowego Italii. Gucci odcięci od dostaw skór z Niemiec, zaczęli kombinować nad użyciem innych materiałów, gdyż skóry włoskie były bardzo drogie. Tak wielka historia wpłynęła na powstanie jednego z najsłynniejszych materiałów świata – beżowego płótna z geometrycznym brązowym wzorem (wł. rombi). Podobno nieco później Aldo patrząc na ten kawałek materiału wpadł na pomysł, by na przecięciach linii wstawić dwie litery GG, na cześć ojca. W tamtych czasach zaprojektowano też rączkę z bambusa, dla której wzorem była jedna z lasek Guccia. Torebki z bambusowym uchwytem stały się także wyróżnikiem marki.

„Marsz” Guccich na Rzym

Świetnie prosperujący biznes florencki nie zadowalał ambitnego Aldo – marzył mu się wytworny salon w stolicy kraju. Co dziwne na przeszkodzie stał długo Guccio, który bał się przeinwestowania i ostrożnie podchodził do tego pomysłu. Jednak Aldo nie ustawał i nieustannie wiercił ojcu dziurę w brzuchu. Nestor rodu ustąpił po dwóch latach. I tak, niedaleko Hiszpańskich Schodów, przy Via Condotti 21, dokładnie na rok przed wybuchem wojny, Guccio Gucci dokonał uroczystego otwarcia nowego sklepu. Na piętrze zamieszkał Aldo z rodziną, który od tej pory miał nadzorować rzymski oddział.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i wkrótce tłumy turystów odwiedzające Wieczne Miasto, nie omijało też sklepu Guccich. Wojna, która w końcu nadeszła, o mało nie położyła kresu przyszłemu imperium. Jednak Aldo sprytnie wywinął się od służby, załatwiając firmie dostawy butów dla włoskiej piechoty. Jak pisze we wspomnieniach jego córka Patricia, podobno żołnierze amerykańscy przed powrotem do ojczyzny, zostawili w sklepie Gucciego pokaźną gotówkę, wykupując na pniu cały towar na prezenty dla rodzin w Stanach. 

Trzy Patrycje

A skoro mowa o córce Aldo, jednej z trzech Patrycji w rodzie Guccich, była ona nieślubnym dzieckiem. Dzieckiem, które dostało jego nazwisko. Związek z Aldo z Bruną Palombo zaczął się w latach 50. i trwał do końca życia Gucciego. Bruna była sprzedawczynią w rzymskim sklepie, potem sekretarką Aldo, by wreszcie zostać jego kochanką i dozgonną towarzyszką życia, co zresztą przypłaciła nawracającą depresją. Gdy zaszła w ciążę Gucci wysłał ją do Anglii, by tam urodziła i wychowywała dziewczynkę, która dopiero jako kilkunastolatka dowiedziała się, że ma starszych braci, a jej ojciec jest posiadaczem wielkiej fortuny i słynnego domu mody. 

Druga Patrizia Gucci to córka Paola, syna Aldo. Obie panie napisały książki o rodzie Guccich, jednak w publikacji „Patrycji numer 2”, prawowitego potomka rodziny, nie ma żadnej wzmianki o kochance i córce dziadka. 

Wreszcie dochodzimy do trzeciej Patrycji, zwanej we Włoszech „Czarną Wdową”. Była żoną Maurizia, bratanka Aldo, który według tego ostatniego najbardziej nadawał się na to, by przejąć cały ich biznes i który ostatecznie swymi decyzjami doprowadził do sprzedaży rodzinnej firmy. Pierwszy na Patrycji Reggiani poznał się jej przyszły teść Rodolfo – na wieść o planowanym ślubie wydziedziczył syna. Jednak Maurizio był zdolnym biznesmenem, więc Aldo uznał, że może mu pomóc w prowadzeniu firmy. Przywrócił go do zarządu, a Patrycja obwołała się „królową Gucci”. Jej zachłanność na pieniądze była jednak zbyt duża, nawet jak na wytrzymałość Maurizia i wkrótce nastąpił rozwód. Zdenerwowana przyznanymi przez sąd, zbyt niskimi według niej, alimentami w wysokości pół miliona dolarów rocznie, „królowa” zleciła zamordowanie byłego męża. Dwa lata po zbrodni, aresztowano ją i skazano na 29 lat więzienia, z którego wyszła w 2016 roku. Tę historię przenosi właśnie na srebrny ekran Ridley Scott, a zdjęcia kręcone są m.in. w Mediolanie. Postać Reggiani kreuje Lady Gaga. 

Podbój świata

Nim jednak historia Guccich znalazła swój krwawy finał, najpierw rodzina osiągnęła szczyty modowego imperium. We włoskich salonach Gucci kupowała śmietanka towarzyska Europy – Alain Delon, książęta Windsor, Clarke Gable, księżna Grace, Kim Novak, Totò czy Greta Garbo. 

Dla Alda stało się jasne, że wielki rynek zbytu czeka za oceanem. Bracia poparli jego pomysł, ale jak zwykle najtrudniej było przekonać starego Guccia. Pierwszy sklep w Stanach Zjednoczonych otworzono na 7 East 58 Street. Sukces był ogromny, jedną z klientek stała się Jacqueline Kennedy, co oczywiście ściągnęło tłumy kobiet żądnych tych samych torebek, apaszek i perfum. Kiedy prezydent Kennedy także kupił zestaw walizek i zapłacił czekiem, Aldo zamiast go zrealizować, wysłał ten czek do Florencji, gdzie został oprawiony w ramkę i powieszony w sklepie na honorowym miejscu. Guccio Gucci nie doczekał światowych sukcesów swej firmy. Zmarł w 1953 roku, do końca nie ufając w inwestycje synów.

Pracownia torebek we Florencji

Tymczasem interesy w Ameryce kwitły, a kolejnym wielkim rynkiem okazała się Japonia, gdzie kolekcje wykupywano jak tylko pojawiły się w sklepach. Zaczął się też rozwijać rynek podróbek, z którym najzacieklej walczył Aldo, nie omieszkając zwracać uwagi kobietom na ulicach, że nie noszą oryginalnych torebek. W latach 70. Paolo rozpoczął starania o wprowadzenie do asortymentu także ubrań, co wywołało sprzeciw jego ojca i wuja. Kiedy jednak doprowadził do pojawienia się w salonach Gucci spódnic z mięciutkiej skóry, okazały się one nieprawdopodobnym sukcesem. W 1979 roku Gucci zaprojektował wnętrze luksusowego Cadillaca, do którego dodawano zestaw walizek podróżnych. Od kilkunastu lat charakterystycznym wyróżnikiem wyrobów włoskiej marki była też zielono-czerwona taśma nawiązująca do tradycji angielskiego jeździectwa. 

Złoty kluczyk do drzwi luksusu

W czerwcu 1980 roku na Piątej Alei w Nowym Jorku otwarto salon, który miał być synonimem luksusu. Trzypiętrowy sklep wyłożono włoskim trawertynem i ozdobiono posągami z brązu. Parter przeznaczono dla torebek, piętro – dla akcesoriów męskich, na drugim było królestwo kobiet, a na trzecim… Na trzecim urządzono Gucci Gallery – przestrzeń wypełnioną dziełami sztuki dla najważniejszych i najbogatszych klientów. Na ścianach wisiały renesansowe arrasy, a obok obrazy Lichtensteina, Modiglianiego, De Chirico. Aldo wymyślił złoty klucz, który ofiarowano specjalnym klientom, aby mogli sami otworzyć drzwi tego sezamu. Kto dostał taki złoty klucz? Wystarczy wymienić rodzinę Kennedych, Ronalda i Nancy Reaganów, wielką śpiewaczkę Marię Callas, aktorów – Elizabeth Taylor, Richarda Burtona, Petera Sellersa, Franka Sinatrę, Avę Gardner. 

Aldo w Ameryce

Mimo tych oszałamiających sukcesów na imperium nieustannie pojawiały się kolejne rysy. Wielki Aldo po śmierci ojca rządził żelazną ręką, był tak samo apodyktyczny w stosunku do swych synów, jak Guccio Gucci dla niego i jego braci. Kłótnie w firmie, trzaskanie drzwiami i procesy sądowe były na porządku dziennym. Tradycją stało wzajemne negowanie pomysłów, doprowadzanie do zawierania sojuszy wewnątrz rodziny i do występowania z pozycji siły. To nie mogło skończyć się dobrze. W Domu Gucci pracowały już prawnuki Guccia, ale musiały niemal „wyrąbywać” sobie drogę kariery toporem. Wtedy nastąpiło kilka zdarzeń, które rozpoczęły upadek Guccich. 

Więzienie, morderstwo i spółka z Bahrajnu

Najpierw w 1986 roku Aldo Gucci został skazany za oszustwa podatkowe w USA na rok więzienia. Miał wtedy 81 lat. Wkrótce potem arabska spółka z Bahrajnu Investcorp złożyła ofertę zakupu części akcji Gucci. Mając nóż na gardle udziały sprzedali Aldo i jego synowie, 50 procent nadal pozostawało w rękach Maurizia, który został nowym prezesem i zaczął intensywnie wydawać pieniądze m.in. na przerośnięte pensje, wakacje i loty prywatnymi odrzutowcami. Na to czekał Investcorp, który chciał przejąć całą markę i tylko wypatrywał potknięć. Na jednym z posiedzeń Maurizio został zmuszony do odsprzedania swojej części akcji. Spółka z Bahrajnu stała się jedynym właścicielem. Jacqueline Kennedy wysłała do rodziny telegram, którego treść brzmiała: „Dlaczego?”. Dwa lata po odejściu z firmy Maurizio Gucci został zastrzelony, tego samego roku zmarła Olwen, żona Aldo, a tuż potem ich syn Paolo. Aldo nie żył już od pięciu lat, cały majątek zapisał Patricii, swojej nieślubnej córce. Kiedy w 2011 roku francuska firma Kering SA, nowy właściciel Gucci, otwierała Muzeum Gucci we Florencji nie zaproszono na uroczystość żadnego członka tej rodziny.

Magdalena Łysiak

Foto tytułowe: Dima Pechurin

To jest miłość – włoskie perfumy na Walentynki

„That’s Amore!” w wykonaniu Deana Martina, piosenka opowiadająca o tym, czym jest miłość dla Neapolitańczyków, to jeden z największych hitów, które zna prawie każdy. Martin, Amerykanin włoskiego pochodzenia, do dzisiaj jest w oczach większości świata, poza Italią, ikoną stylu romantycznych włoskich szlagierów. Ten amerykański pryzmat, przez który wiele osób postrzega Italię utrzymuje się mocno do dzisiaj, a piosenki Deana Martina są nadal regularnie grane w wielu „włoskich” restauracjach od Hawajów po Shanghai (chociaż może tam mają już swoją własną wersję przeboju śpiewanego przez Króla Luzu – taki przydomek nadał Martinowi Elvis), zwłaszcza w okresie walentynkowym. Nie ma w tym oczywiście nic złego, stare ciągle przeplata się z nowym, a Wschód z Zachodem – co doskonale rozumieją włoscy artyści kreatorzy mody. Za dowód niech posłuży nam Gai Mattiolo, urodzony w Rzymie geniusz (pierwszy butik otworzył mając raptem 19 lat!), który w roku 2000 wykorzystał tytuł rozsławionej przez Martina piosenki jako nazwę swojej, włoskiej do ostatniej kropli, nowej kolekcji perfum. Kolekcji stworzonej dla par i idealnie nadającej się na nadchodzące walentynki.

„In Napoli, where love is king

When boy meets girl, here’s what they say

When the moon hits your eye like a big pizza pie, that’s amore

When the world seems to shine like

You’ve had too much wine, that’s amore”

That’s Amore!, Jack Brooks, 1953

Gai Mattiolo That’s Amore Lei (dla niej) oraz Gai Mattiolo That’s Amore Lui (dla niego) – współgrają w każdym aspekcie, nie tylko tym zapachowym. Dwie smukłe butelki (brązowa w wersji męskiej i szklana oszroniona w damskiej), kiedy spojrzeć na nie z góry przybierają kształt wygiętej łzy. Ale jeśli tylko połączymy je ze sobą otrzymamy kształt serca. Dzisiaj mało kto w świecie perfumiarskim przywiązuje taką wagę do symboliki.

Moją walentynkową propozycję zacznę od kobiecych Gai Mattiolo That’s Amore Lei. W zapachu już od pierwszych chwil dominuje róża, nie jest to jednak kwiat ciężki i znoszony, który tak często kojarzy nam się z perfumami sprzed lat. Róża w wydaniu „That’s Amore” wpięta we włosy młodej dziewczyny, jest słoneczna i lekka, dodaje energii i może być śmiało noszona nawet w upalne dni. Ta kompozycja uśmiecha się do nas, jest zrobiona na luzie, a jednocześnie potrafi urzec. Wszystko to za sprawą akompaniujących róży owoców. Włosi doskonale rozumieją jaką moc ma południowe słońce zaklęte w cytrusach. Stąd też w zapachu od Mattiolo są wspaniała pomarańcza, bergamotka, yuzu. Do tego imbir i cały ogród kwiatów. Zapach przez pierwsze minuty tworzy wokół nas wspaniałą chmurę, trwa to jednak dość krótko po czym osiada na skórze, by pozostać tam kilka dobrych godzin, subtelnie i już bardzo blisko nas. Myślę, że nadanie takiej, a nie innej projekcji i trwałości tego zapachu było celowe, ale o tym za chwilę.

Czas na Gai Mattiolo That’s Amore Lui – ten kryjący się w brązowej butelce płyn pokazuje jak wysublimowani potrafią być włoscy twórcy.  Jeśli popatrzymy na składniki, to zapach prezentuje się dużo prościej od kobiecego – mamy trochę lawendy, cytryny, do tego wetywerię, wanilię, przyprawy, drzewo, bursztyn. Jest to miks, który widuje się w co drugich perfumach z niższej półki cenowej. Na papierze może więc nie wygląda imponująco, na skórze jednak pokazuje mistrzostwo wykonania. Mattiolo wziął kremowość i słodkość wydanego w 1992 roku zapachu Roma Uomo Laury Biagiotti oraz delikatną drzewną owocowość wypuszczonego w 1998 roku i niezmiernie popularnego, a wręcz kultowego zapachu Boss Bottled Hugo Boss. Choć na pierwszy rzut oka zapożyczenie pewnych pomysłów z dwóch istniejących już zapachów nie trąci oryginalnością, to włoski projektant nie próbował kopiować, a jedynie ulepszył co się dało. Gai Mattiolo That’s Amore Lui to bardzo specyficzne połączenie, bo zmienia się przez wszystkie fazy trwania na skórze. Jaki jest efekt końcowy? Zapach, który bije swoich „rodziców” na głowę. Jest znacznie lepiej wyważony od Roma Uomo, mniej kremowy i bardziej męski. Nie jest tak sztywny jak Boss, ma więcej luzu i ciepła.    

            

Lekkość i bliskoskórność obu tych zapachów jest celowa, one są stworzone dla dwóch zakochanych w sobie osób. Mają działać wspólnie, przynosić radość i uśmiech, bez zadęcia i przesadzonej elegancji. Mają być wspaniałym dodatkiem, a nie elementem, który odwróci naszą uwagę od tego, co jest najważniejsze – ukochanego człowieka.

W czasach gdzie marka i marketing znaczą wszystko, zapachy Gai Mattiolo zeszły na drugi plan. Nadal są jednak łatwo dostępne w Polsce, ich cena jest śmiesznie niska (kupowałem je w grudniu 2020 roku i zapłaciłem za oba w sumie około 100 zł), a jakość po prostu znakomita. 

Włoskie perfumy – 8 propozycji na świąteczne prezenty

Chociaż Italia większości kojarzy się ze słońcem i wysokimi temperaturami, jest też idealnym miejscem na znalezienie odpowiednich perfum na nadchodzące zimowe dni. Włochy to przecież coś znacznie więcej niż tylko plaże Sardynii i cytrusowe gaje Amalfi. Włosi znają i rozumieją zimno, wiedzą też, że najlepiej okiełznać je… zapachem. Lekkie, świeże i cytrusowe wonie nikną w zimne dni, do życia potrzebują ciepła. Perfumy na zimowy okres muszą mieć moc, by przetrwać na skórze w naszym klimacie. Dlatego zima to idealny czas, by pozwolić sobie na zapach cięższy, który w lecie mógłby być po prostu za mocny. Ten subiektywny wybór nie obejmie perfum niszowych – o nich będziemy pisać przy innej okazji – możecie więc przedstawione poniżej zapachy kupić w Polsce bez większego problemu.

DLA NIEJ

Knot Eau Absolue – Bottega Veneta

Lekki, elegancki i stylowy ciepły płaszczyk – tyle, że w formie zapachowej. Knot Eau Absolue to perfumy dość nowe, bo z 2018 roku – a jednocześnie pełne klasycznego mocnego nasycenia zapachowych barw. Żywice takie jak mirra czy opoponaks zapewniają wspaniałe ciepłe otulenie wonią, która broni przed każdym chłodem, a nie sprawia żywicowego wrażenia lepkości. Kwiaty, w tym heliotrop, neroli, jaśmin i obowiązkowa lawenda nadają zapachowemu kostiumowi lekkości, sprawiają, że nie przygniata on, a raczej unosi. Czuć tu wspaniały balsamiczny orient i to w wydaniu eleganckim. Jedyną wadą jest trwałość, która choć nie najgorsza nie przystoi jednak perfumom takiej klasy. Dość szybko da się je wyczuć tylko blisko skóry, by po kilku godzinach zniknąć całkowicie.

The One – Eau de Parfum – Dolce&Gabbana

Młodsza siostra męskiej wersji – uznawanej za jeden z najpopularniejszych zapachów ma świecie. To zapach elegancki – dla kobiet, które doceniają styl – prawdziwe arcydzieło. Perfumy stworzyła w 2006 roku genialna Christine Nagel. Mogą służyć i na co dzień, i na specjalne okazje, są w zasadzie całoroczne, nie wytrzymują jedynie ostrych upałów. Słodycz wanilii, śliwki, bursztynu i brzoskwini została skontrowana białymi kwiatami, cytrusami i wetywerią. Proporcje każdego składnika są idealnie dobrane. Czuć je nawet po kilku godzinach, wspaniale przenikają ubranie, a jednocześnie nie dominują otoczenia.

Gucci by Gucci – Eau de Parfum – Gucci

Jeśli ktoś lubi czuć swoje perfumy zawsze, zostawiać za sobą potężny zapachowy ogon oraz otoczyć się aurą odczuwalnej elegancji powinien wybrać perfumy Gucci by Gucci. Pomimo mocy i drapieżności nie jest to zapach wulgarny. Mieszanka miodu i paczuli tworzy wokół kobiety ciepły kokon okraszony kwiatami, gujawą i gruszką. Perfumy raczej wieczorowe, na randkę, do opery czy uroczystą kolację. Niepowtarzalne, dające gwarancję zapamiętania, podkreślające charakter i niezależność. Niech nie odstraszy nas w pierwszej chwili mocna słodycz – na skórze staje się elegancka i wyrafinowana.

Donna Born In Roma – Valentino

Zimowy zapach dla kobiet podążających za najnowszym trendami, lekko orientalny, promieniujący specyficzną słodyczą wanilii bourbon, ale jednocześnie nie za ciężki, dzięki drzewom: kaszmirowemu i gwajakowemu. Porzeczka nadaje soczystości, wychodząc ponad klasyczny miks różowego pieprzu i bergamotki. Jednak to serce perfum jest najciekawsze – dwa rodzaje jaśminu zmieszane z jaśminową herbatą są tym, co sprawia, że całość nabiera  orientalnego sznytu. To właśnie jaśmin, w różnych odsłonach, przebrzmiewa jako nuta elegancji przez wszystkie fazy ujawniania się na skórze tego zapachu. Znakomicie nosi się je nie tylko w zimie, ale i w dni jesienne czy wczesną wiosną.

DLA NIEGO

Gucci Gulity Absolute – Gucci

Gucci Guilty Absolute musiało trafić na listę. Takich zapachów już się właściwie nie robi (pomijając niszowe firmy). Obecny trend to perfumy bezpieczne, nieofensywne i stworzone w celu bycia w miarę w porządku dla każdego. Gucci pozwoliło, by geniusz świata zapachów, Alberto Morillas (odpowiedzialny między innymi za Acqua di Gio czy za M7), stworzył perfumy polaryzujące. Gucci Guilty Absolute albo totalnie nas w sobie rozkocha, albo totalnie odrzuci. To ukłon w stronę klasycznej sztuki perfumiarskiej, gdzie dobór zapachu był swojego rodzaju manifestem stylu. Tak jest też tutaj, skóra podsycona nutami wetywerii, paczuli i cyprysa uderza w zmysły z pełną mocą nie pozostawiając złudzeń, że ktoś te perfumy pomyli z jakimikolwiek innymi. Skóra gra tu pierwsze skrzypce, jest potężna, czuć ją przez cały czas utrzymywania się zapachu, a ogon jaki za sobą zostawia jest naprawdę długi. Przypomina to trochę dopiero co kupioną skórzaną kurtkę, której woń potrafi zdominować wszystko wokół nas. Takie właśnie jest dzieło Morillasa. Nie są to perfumy łatwe w noszeniu i na pewno nie są dla każdego. Ich moc jednak pozwala odciąć się kompletnie od jesiennej pluchy i przenieść do świata znakomicie wyprawionej i pachnącej skóry. Jeśli więc okaże się, że należą Państwo do grupy, której ten zapach się podoba, to może być to dobry sposób zwrócenie na siebie uwagi i wniesienie ekstrawaganckiej nuty w zimową szarówkę.

Ginepro Nero – L’Erbolario

​Perfumy wyprodukowane przez mało znaną w Polsce włoską firmę L’Erbolario to idealny zapach dla kogoś, kto nie lubi ciężkich lub słodkich tonów, ale chce zimą pachnieć czymś zdecydowanym. Czarny jałowiec, bo to oznacza po włosku Ginepro Nero, to perfumy ziemiste, pieprzne z jałowcem i cytrusami nadającymi tej mieszance wspaniałego aromatu. Ten zapach to młodszy i odrobinę bardziej narwany kuzyn Terre d’Hermes – jest może odrobinę mniej wyrafinowany, ale na codzień praktycznie nieodróżnialny dla przeciętnego nosa. Idealny do biura, odpowiedni dla mężczyzn w każdym wieku i przyzwoicie trwały. To zapach, po który sięga się z łatwością i bez zastanowienia, bezpieczny i niezawodny, a jednocześnie wyróżniający noszącego go mężczyznę, bo ta marka nie jest u nas tak szalenie popularna jak inne. Perfumy Ginepro Nero są także przystępne cenowo i można je kupić przez stronę producenta.

Versace Man – Versace

Fioletowy i ekstrawagancki flakon, z wyglądu ojciec znanego i mydełkowatego Versace Man Eau Fraiche. Krzykliwa buteleczka skrywa w sobie perfumy wyjątkowe, bowiem Versace Man to zapach mocny i nietypowy, wyjątkowo długo trzymający się na skórze, a jednocześnie posiada umiarkowaną projekcję. Jeśli nie przesadzi się z jego aplikacją, to zapach będzie odczuwalny, ale nie przytłoczy sobą wszystkiego wokół. Man w nazwie powinien mieć wykrzyknik, gdyż wyjątkowo aromat ten dodaje pewności siebie, sprawia że nawet przez zimowy chłód kroczy się z podniesioną głową. Liście tytoniu zmieszane z szafranem zostały lekko osłodzone przez bursztyn, kardamon i drzewo kaszmirowe. Przypomina spojrzenie na Orient w wydaniu kolonialno-europejskim (cygara, stare meble i przyprawy i jedwab). Wyjątkowy, pasujący i do eleganckiego swetra, i do koszuli czy garnituru, dla mężczyzn po trzydziestce nie bojących się ciut odważniejszych zapachów, a jednocześnie o wiele bardziej „noszalny” w porównaniu do Gucci Guilty Absolute.

Valentino Uomo Intense – Valentino

Oto znakomity przykład tego, jak Włosi ratują to, co popsuli Francuzi. Valentino Uomo Intense to zapach inspirowany kultowym Dior Homme oraz jego wersją Intense. Perfumy Diora zostały w międzyczasie przedefiniowane i ich nowe wersje nie przypominają w ogóle ekstremalnie eleganckich, lekko metroseksualnych, a jednocześnie tajemniczych poprzedników. Na szczęście w Valentino przygotowano coś w stylu bardzo zbliżonym do dzieł Diora – to rewelacyjna mieszanka irysa, skóry i szałwi muszkatałowej, stonowane słodkością wanilii, mandarynki i bobu tonka. Zapach ten często bywa określany jako pudrowy lub też szminkowy. Kojarzy się z najwyższej klasy elegancją i męskością – ten aromat pasowałby do współczesnego Jamesa Bonda. To jedne z tych perfum, które po nałożeniu sprawiają, że chce się nieustannie wąchać skropiony nimi nadgarstek, a ludzie ciągle pytają: „Czym pachniesz? Rewelacja…”. Zapach utrzymuje się na skórze ok. 8 godzin, po około dwóch pierwszych tracąc trochę na mocy, lecz co jakiś czas powracając z nową intensywnością. Klasa sama w sobie, raczej na wieczór i zdecydowanie nie do t-shirtu – w końcu to elegancki zapachowy garnitur.

Andrea Calvini

Friulane – buty gondolierów i George’a Clooneya

FRIULANE – buty gondolierów, George Clooney i weneccy dandysi

Najpierw zauważono je na nogach Kate Moss, potem zrobiono zdjęcia jak po Wenecji chodzi w nich George Clooney. Pierwszy zareagował na to Mediolan – nie bez przyczyny uznawany za najmodniejsze miasto Italii – już wkrótce powstały małe zakłady rzemieślnicze produkujące weneckie buty w zupełnie nowej odsłonie. Technika szycia pozostała niezmieniona, ale materiały zyskały tę odrobinę szyku, która powoduje, że friulane będą być może przebojem przyszłego sezonu modowego na całym świecie.

Wenecki sklep z butami friulane

Buty biedaków, szyte z czego się tylko dało, ze skrawków materiałów, z resztek worków jutowych, przywędrowały do Wenecji gdzieś z terenów wiejskich, na których używano ich w dni świąteczne, zrzucając ciężkie i niewygodne chodaki robocze. Zwano je „skarpetami” lub „papusse” (może stąd wywodzi się słowo „papucie”).

Gondolierzy Serenissimy od razu zauważyli ich ogromną zaletę – miękkie podeszwy nie rysowały wymuskanych gondoli, łatwo było w nich utrzymywać równowagę oraz zwinnie poruszać się wsiadając i wysiadając z łodzi. Oryginalny kształt butów dostrzegli przewożeni gondolami szlachetnie urodzeni, którzy docenili też inną ich zaletę – cichość. W furlanach (to druga równorzędna nazwa tych pantofli) mogli niezauważenie dostawać się do domu kochanki i równie szybko z niego uciekać. Być może stąd wzięło się drugie polskie słowo na tego typu obuwie – cichobieżki.

Po XIX-wiecznej Wenecji krążyli przybysze z całej Europy, nonszalanccy dandysi i artyści w czarnych pelerynach, do których bardzo pasowały miękkie, szyte przez miejscowych rzemieślników, buty. Być może w furlanach przemierzał miasto lord Byron, znany z miłostek i upodobania do szaleńczych imprez.

Minął wiek, a potem drugi, zniknął czas poetów i weneckich kochanków, a styl friulane pozostał. Choć po II wojnie światowej znów było to obuwie biedaków, a jego dalekim echem stały się zwykłe kapcie w kratę, których używali nasi dziadkowie i pradziadkowie. Weneccy szewcy pewnie nadal wytwarzaliby je dla nielicznych mieszkańców miasta, gdyby nie Clooney i pomysł, aby tradycyjne rzemiosło wznieść na wyżyny „pani mody”.

Nadal buty szyje się ręcznie, przeszycia nici widać na podeszwie; w parze nie ma też prawego i lewego buta – są identyczne i same dopasowują się do stopy; można je nosić z podniesioną piętą lub przydeptać zapiętek; czasem mają paseczek do zapięcia z przodu; czubki mogą być zaokrąglone lub ostre. W XIX wieku najbardziej popularnymi materiałami używanymi do szycia były aksamit i len, dziś to cała gama luksusowych wykończeń, ale i tkanin pochodzących z recyklingu, często klienci przynoszą po prostu swoje materiały. Na koniec dodawane są ozdoby, i tutaj wyobraźnia twórców nie zna granic, choć mężczyźni częściej zamawiają po prostu monogramy lub herby.

Wenecki sklep Piedàterre

Friulane są bardziej eleganckie niż espadryle i mają więcej arystokratycznego sznytu niż balerinki. Dobrze wyglądają i do jeansów i do wieczorowych kreacji, można w nich iść na plażę bądź do sklepu, sprawdzą się też jako zwykłe kapcie.
I co najważniejsze są absolutnie wygodne.
A poza tym, kto nie chciałby chodzić w butach za którymi stoją romantyczne weneckie historie.

Magdalena Łysiak

Foto: dziękujemy weneckiemu sklepowi Piedàterre za udostępnienie zdjęć.

Buty można obejrzeć pod tym linkiem:

http://www.piedaterre-venice.com

Moda w Pompejach

W ostatnim czasie Park Archeologiczny w Pompejach bierze udział w… obchodzonych we Włoszech w październiku Fashion Week, czy dniach Sztuka w Modzie.

Na stronach parku znajdujemy teksty i zdjęcia o modzie rzymskiej z I wieku…


Uwaga, jaką Pompeje poświęcały modzie, a zwłaszcza odzieży i dodatkom, nie różni się zbytnio od dzisiejszej. Dla kobiet jednym z najstarszych elementów garderoby był subligar, lniana opaska zawiązana w talii w celu zakrycia podbrzusza lub podtrzymania piersi. Na nim była noszona tunika, podstawowy ubiór Pompejanów używany przy wszystkich okazjach życia publicznego i prywatnego. Mógł być wykonany z wełny lub lnu, w zależności od pory roku, utworzony z prostokąta otwartego z boku, trzymanego na ramionach za pomocą szpilek. Najczęstszą ozdobą tuniki był clavus, purpurowy pasek, który sięgał od ramion do dolnego rąbka i był oznaką przywileju. Kobiety nosiły także stolę, bogatą w fałdy i haftowaną suknię. Kiedy matrony pokazywały się publicznie, zakrywały głowy kapturem ze stoli, co było symbolem cnoty i kobiecej skromności. Rzymskie i pompejańskie modnisie z I w. narzucały na ramiona ozdobny szal, czyli pallę. Tę modę sprzed prawie dwóch tysięcy lat, uwiecznioną na freskach rzymskich, zobaczymy zwiedzając Park Archeologiczny w Pompejach.