Angelo Le Pera – fotograf z Locorotondo

Już z początkiem grudnia Locorotondo przygotowuje się do świąt. Jest piękne, ale wieczorem zdaje się piękniejszym niż wszystkie dekoracje świąteczne na świecie razem wzięte, bo samo staje się jedną wielką dekoracją, jedną wielką bombką, jednym cudnym, jasno błyszczącym światełkiem choinkowym, Mikołajem z workiem prezentów, czerwoną kokardą albo złotym liściem opuncji, wiszącym na białej ścianie. Może też być choinką na środku centralnego Placu Starego Miasta lub łączyć domy na wąskiej ulicy długimi łańcuchami z napisem „Auguri” albo „Buon Natale”. W tym czasie miasto jest wszystkim tym, co wkrótce nastąpi i co nazywa się świętami Bożego Narodzenia. Tym, co niesie radość, emocje, światło, tradycję, kulturę wiary, która czeka na spełnienie obietnicy.

Przyjechaliśmy późnym popołudniem, by móc zachwycić się miastem i pięknem jego oczekiwania na Boży dar, na cud miłości, na jej nieodległe przecież narodziny. Spacerowaliśmy wąskimi uliczkami, zachwyceni i wtopieni w atmosferę miejsca, tak jak byśmy byli trochę w innym świecie. Mimo to, na Placu Aldo Moro zapragnęłam nagle mieć zdjęcie z wizerunkiem zamordowanego premiera, któremu miasto oddaje hołd i którego upamiętnia w postaci płaskorzeźby i napisu na ścianie jednego z domów.

Fot. Anna Miecznikowska-Ziółek

Wdrapuję się na schody, a mąż ma za zadanie zrobić zdjęcie. Nagle podchodzi do mnie kobieta, chwyta za rękę i obraca ku sobie. Witaj, czy zechciałabyś obejrzeć wystawę fotografii autorstwa mojego męża? Wystawę? Gdzie? Tuż obok. Aaa… no, może. Otwiera wielkie drzwi, zapala światła i zaprasza do wnętrza. Mamy niewiele czasu. Spoglądam na zegarek. Śpieszymy się. Tak, mało czasu, ale… to kuszące, wystawa fotografii, i ona tak pięknie zaprasza. Widać, że bardzo chce pokazać mi te zdjęcia, bardzo chce mi o nich opowiedzieć. Skąd jesteś? Jestem bibliotekarką i dziennikarką z Polski. Dziennikarką? A napiszesz o wystawie? Napiszesz o moim mężu? Zmarł niedawno i… opowiada, opowiada, opowiada mi o każdej z fotografii… To artystyczne zdjęcia, widzę, ukazujące życie Włoch, życie tego regionu, przyrodę ożywioną i nieożywioną, ludzi i przedmioty, tradycje i obyczaje… Są piękne, niektóre malownicze, inne dbają bardziej o szczegół. Tak, napiszę i pokażę wszystko to, co mi opowiedziałaś. Widzę, czuję w każdej nieomal chwili z jaką miłością opowiada, z jakim uczuciem to robi, z jakim zachwytem i zrozumieniem dla przesłania ukochanego męża streszcza świat. Trochę rozedrgana, wypełnia stratę miłości przez pamięć o niej, przez ukazywanie jej piękna, niezwykłości. Dzieło męża daje jej możliwość obcowania z nim za każdym razem na nowo, a właściwie na zawsze. Przychodzi cała rodzina, by nas przywitać, jak to w Italii. Poznajemy się, otwierają telefony, by sprawdzić jak wygląda strona Faro d’Italia. Ooo! „Tak ten obraz Gentileschi widziałam we Florencji” – mówi kuzynka kobiety. Wspaniale! Uśmiecham się. Czytajcie! To tu napiszę o waszym ANGELO, bo już wiem, że autorem tych artystycznych zdjęć jest Angelo Le Pera, artysta, człowiek ważny dla Locorotondo i dla regionu. Tekst o Angelo, wprowadzający do wystawy, czytamy wspólnie, na głos… Ona i ja!  Ściskam, przytulam mocno i dziękuję za podzielenie się ze mną, z nami, jej historią.

Jak ja, żyjąca miłością, czująca ją na odległość, dotykająca jej palcami, umysłem i sercem mogłabym nie napisać o tej, która dotknęła Grazianę i Angela? Jak mogłabym pozostać obojętna na jej prośbę, na jej potrzebę, na jej otwartość, na to, że ni z tego ni z owego wybrała właśnie mnie, „zgarnęła ze schodów”, bym w pięknie świata ujętym fotografią zobaczyła także ich miłość? Jeśli to czytasz, Graziano, a przecież obiecałaś, dziękuję ci za zaszczyt obcowania z twoim najgłębszym, intymnym uczuciem, z tajemnicą twego serca. Dziękuję, że podzieliłaś się ze mną swoją miłością i sztuką swego ukochanego męża. Dziękuję, że mnie wzbogaciłaś ich pięknem, którym z kolei ja mogę podzielić się z czytelnikami Faro d’Italia… Bo miłość przecież dotyka tak samo ludzi na całym świecie i jest absolutnie cudowna, za każdym razem jedyna i prawdziwa!

Boże Narodzenie to czas narodzin miłości wcielonej, miłości, która żyje i choćby odeszła, nie umrze nigdy. Jej wymiar śmierci się nie poddaje. Ona jest wieczna, jak piękno pozostawione dzięki niej w dziele człowieka.

100 SEZONÓW FESTIWALU W WERONIE

Inscenizacje i wykonanie na najwyższym poziomie, artyści z całego świata, tysiące widzów – tak można w skrócie scharakteryzować coroczne Festiwale Operowe w Weronie. Na kilka tygodni amfiteatr w tym mieście staje się światową stolicą opery. Urodzony w Weronie tenor Giovanni Zenatello postanowił uczcić setne urodziny Giuseppe Verdiego wystawiając jego operę w swoim rodzinnym mieście. Uznał, że musi to być wyjątkowe wydarzenie, które powinno odbyć się w równie wyjątkowym miejscu. Wybór padł na starożytny amfiteatr. Tegoroczna 100. edycja festiwalu jest już na finiszu. Warto więc przybliżyć historię tego miejsca oraz samego festiwalu, tym bardziej, że znajdziemy tam również polskie akcenty. 

Amfiteatr w Weronie (wł. Arena di Verona) to wyjątkowy obiekt i trzecia co do wielkości tego typu budowla po słynnym Koloseum i amfiteatrze w Kapui. Został wybudowany w 30 roku n.e. Początkowo znajdował się poza murami miasta i dopiero w III wieku został włączony w ich obręb. Był on na tyle sławny, że widzowie przybywali z często odległych, aby być świadkami odbywających się tam wydarzeń. Nie brakowało na werońskiej arenie zmagań gladiatorów oraz walk z dzikimi zwierzętami. Obiekt mógł pomieścić około 30 tysięcy widzów. Jego wyjątkowość uczczono wpisanem na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. 

Arena di Verona, Grafika według rysunku Turnera, wikipedia

Nic dziwnego, że nawet turystyczna wizyta w Arena di Verona robi wrażenie, a  już słuchanie opery czy koncertów w takim miejscu to duchowa i artystyczna  uczta. Jeśli w dodatku trafimy na „Aidę” czy „Nabucco” Giuseppe Verdiego, które przecież dosłownie przenoszą nas w świat starożytny, to możemy zapomnieć, że po drugiej stronie murów istnieje XXI wiek. O tym, że amfiteatr może wzbudzać takie odczucia wiedział sto lat temu, wspomniany na początku, Giovanni Zenatello.

Zaczęło się na początku XX stulecia

Festiwal zainaugurowano 10 sierpnia 1913 roku – jednym z największych dzieł Giuseppe Verdiego – „Aidą”. Debiut tego plenerowego festiwalu był wyjątkowym wydarzeniem. Publiczność przybyła z całego świata, a na widowni zasiadły znani artyści: Giacomo Puccini, Arrigo Boiti, Pietro Mascagni oraz… Franz Kafka.

Ta pierwsza impreza odniosła sukces nie tylko z powodu okoliczności, w jakich została zorganizowana, ale również dzięki temu, że wykorzystano nowatorską scenografię: pojawiły się elementy trójwymiarowe zamiast tradycyjnego, malowanego tła. W gazecie „L’Arena” 12 sierpnia 1913 roku można było przeczytać: „Wielki triumf Aidy w rzymskim amfiteatrze w Weronie ku aplauzie oszalałego i kosmopolitycznego tłumu”. I tak festiwal stał się ważnym punktem na operowej mapie świata. W tym roku świętuje swój setny jubileusz – to sto sezonów przerywane jedynie wojnami i pandemią.

Wielka Maria…

Marii Callas nie trzeba nikomu przedstawiać. Nawet osoby nie interesujące się operą na co dzień pewnie o niej słyszały. Nie wszyscy jednak wiedzą, że jej międzynarodowa kariera rozpoczęła się wraz z występem na scenie werońskiego festiwalu. Pewnego dnia Giovanni Zenatello zaprosił na przesłuchanie młodą, ambitną oraz (jak się okazało) obiecującą sopranistkę. Plotka głosi, że podczas jednej z prób do „La Giocondy” Ponchiellego, tenor był tak podekscytowany jej głosem, iż dołączył do Callas i wspólnie zaśpiewali duet z czwartego aktu.

Maria Callas na scenie Arena di Verona, wikipedia

Wieczorem, 3 sierpnia 1947 roku, Maria Callas zaśpiewała partię La Giocondy w Arena di Verona. Występ na słynnym już wtedy festiwalu był nie tylko jej debiutem na włoskiej ziemi, ale przede wszystkim początkiem oszałamiającej, międzynarodowej kariery.

2023 rok, czyli wiek lat później

Pierwsze przestawienie tegorocznej edycji festiwalu miało miejsce 16 czerwca. Nie mogło to być nic innego jak… „Aida” Verdiego. Opera, która rozpoczęła historię tej sceny. Oczywiście inscenizacja zdecydowanie się różniła od tej sprzed 110 lat. Współczesną reżyserię, scenografię oraz kostiumy wziął na siebie włoski reżyser i projektant Stefano Poda. Był to jednocześnie jego debiut w tym miejscu. O przygotowanej przez siebie inscenizacji powiedział: „Publiczność zostanie powitana wielką instalacją: nowoczesność to nie tylko pogoń za współczesnością, ale także skok w przyszłość. Starożytne egipskie dziedzictwo staje się dziedzictwem Verdiego, przekształconym w całkowicie włoski skarb reprezentowany w świeckiej katedrze – świętej i wiekowej przestrzeni gotowej wykorzystać najlepszą energię, jaką Włochy mają do zaoferowania”.

Aida, 2023, arena.it

Natomiast Stefano Trespidi, wicedyrektor artystyczny festiwalu, tak opowiadał o tym samym przedstawieniu: „Przygotujcie się na to, że na Arena di Verona będziecie świadkami >>Aidy<<, jakiej jeszcze nie było – niezwykłego widowiska, które łączy style, jakich nigdy wcześniej nie widziano w amfiteatrze. Jest to miejsce, w którym można i należy eksperymentować z innowacyjnymi i unikalnymi rozwiązaniami. Jednak rozwiązania te opierają się na szacunku dla amfiteatru, opery i muzyki”.

Podczas całego festiwalu pokazanych zostanie 49 przedstawień: 8 oper, cztery wieczory galowe oraz koncert. Wśród wykonawców znajdują się nazwiska takie jak: Placido Domingo, Roberto Alagna czy Jonas Kaufmann.

Rigoletto, 2020, arena.it

Ten ostatni da koncert 20 sierpnia. 27 sierpnia będzie można zobaczyć balet „Grek Zorba”, a 31 sierpnia publiczność zachwycać będą Orkiestra i Chór Teatro alla Scala pod batutą Riccarda Chailly’ego. Festiwal zakończy się 9 września „Traviatą” Verdiego.

Polscy artyści w Weronie

O tym, że polscy śpiewacy operowi są cenionymi artystami w świecie nie trzeba nikogo przekonywać. Sięgając w przeszłość wystarczy wspomnieć chociażby braci Reszków (Jana i Edwarda), ich siostrę Józefinę, Adama Didura, Jana Kiepurę, Adę Sari czy Stefanię Toczyską. Gdyby chcieć wymienić współczesnych polskich śpiewaków robiących kariery na światowych scenach operowych, to należałoby o tym napisać osobne artykuły. Lista byłaby bowiem długa. Nie można się więc dziwić, że Polacy są również zapraszani na festiwal w Weronie. A występ na tym święcie opery można z pewnością uznać za wyróżnienie. W trzech edycjach festiwalu brała chociażby udział wymieniona już Stefania Toczyska. 

W tym roku na festiwalu nie zabrakło: Aleksandry Kurzak („Tosca” i „Madame Butterfly” Pucciniego); Rafała Siwka („Aida” i „Nabucco” Verdiego), jest to jednocześnie jego ósma edycja w sezonie Arena di Verona; Artura Rucińskiego („Traviata” Verdiego), który od 2011 roku jest regularnie zapraszany do Werony) oraz Piotra Beczały („Rigoletto” Verdiego, „Carmen” Bizeta). Dla Beczały to był debiut na festiwalu. Niestety „Rigoletto” nie poszło po myśli realizatorów. Ze względu na ulewę spektakl przerwano i w efekcie widzowie zobaczyli tylko pierwszy akt. Ale jak można przeczytać na oficjalnym profilu FB naszego wielkiego tenora: „Udany debiut na Arena di Verona! Nawet ulewa nie zdołała zepsuć nam humorów”. Drugi spektakl z jego udziałem przebiegł już bez żadnych zakłóceń. W innym poście artysta napisał: „To był fantastyczny i niezapomniany wieczór. Z pewnością jeszcze tu wrócę!”. Z tych wpisów widać, że dla śpiewaków występ na festiwalu, to także dobra zabawa. I o to przecież chodzi, by sztuka nie tylko zmuszała do refleksji, ale też sprawiała przyjemność Zarówno artystom, jak i widzom.

Nie tylko dla orłów…

Sama Werona to niezwykle urokliwe i piękne miejsce z ogromną ilością atrakcji turystycznych. Festiwal odbywa się w miesiącach letnich, co w wypadku Włoch w zasadzie gwarantuje bardzo ciepłe wieczory. Trzeba tylko pamiętać o zaopatrzeniu się w specjalne poduszki do siedzenia na kamieniach i to wcale nie z powodu twardości tych specyficznych siedzisk, ale ich gorąca. W ciągu dnia nagrzewają się do kilkudziesięciu stopni! Arena di Verona jest jedną z największych scen operowych na świecie. Ma ponad 1000 metrów kwadratowych, a widownia jest w stanie pomieścić 15 tys. widzów.

Nie dziwi więc, że realizatorzy pozwalają sobie na potężne scenografie i wyszukane efekty wizualne. Dodać trzeba, że wejściówki są dostosowane do każdej kieszeni. Chociaż nazwa Festiwal Operowy Arena di Verona brzmi bardzo oficjalnie i poważnie, to nie jest to wydarzenie przeznaczone tylko dla koneserów tej dziedziny sztuki. Nawet jeśli ktoś znajdzie się na werońskiej widowni po raz pierwszy, to będzie to dobry moment, by zacząć swoją przygodę z tą sztuką. Złapany operowy bakcyl może zachęcić do częstszych wizyt w teatrze operowym i powrotu na kolejną edycję muzycznego święta w Weronie.

Gdy trzeba zostać w domu…

Niektóre z przedstawień będą retransmitowane przez włoską telewizję.

24 sierpnia – Rai3 – „Carmen” Bizeta (nagranie z 2022 roku) 

31 sierpnia – Rai5 – „Aida” Verdiego (Anna Netrebko, Yusif Eyvazov, Olesya Petrova, Roman Burdenko i Michele Pertusi. Dyryguje Marco Armiliato)

7 września – Rai5 – „Cyrulik sewilski” Rossiniego (Dalibor Jenis, Vasilisa Berzhanskaya, Antonio Siragusa, Carlo Lepore i Michele Pertusi. Dyryguje Alessandro Bonato)

14 września – Rai5 – „Tosca” Pucinniego (Aleksandra Kurzak, Roberto Alagna i Luca Salsi. Dyryguje Francesco Ivan Ciampa)

Piotr Kindela

(wypowiedzi artystów: Mateusz Wyderka/PAP)

Posągi z San Casciano

To największe odkrycie archeologiczne od czasów wydobycia z dnia morskiego rzeźb z Riace. 24 posągi z San Casciano dei Bagni to prawdziwy skarb, a ich odnalezienie stanowi olbrzymią sensację w świecie archeologii.

Zostały wydobyte z błota po długiej i żmudnej pracy. Przez wieki spoczywały pod wodą, a błoto znakomicie je zakonserwowało. Pierwsza statuetka ujrzała światło dzienne dwa tygodnie temu. Potem pojawiały się kolejne. Wszystkie z brązu, o wysokości około metra, czyli trzech rzymskich stóp, co stanowiło „miarę optymalną” – jak pisał Pliniusz. Poza posągami, archeolodzy ze Sieny wykopali z błota także 6 tysięcy monet.

Posągi znajdowały się niegdyś w świątyni, w części, w której woda odgrywała istotną rolę sakralną. Przedstawiają wyobrażenia bóstw m.in. Higiei i Apolla.

Kierujący pracami Jacopo Tabolli z Università per gli Stranieri di Siena nie ukrywa ekscytacji. Tłumaczy, że odkrycie ma walor nie tylko wynikający z piękna posągów, ale przede wszystkim to ogromny potencjał badawczy. Na statuach odkryto bowiem napisy zarówno w języku etruskim, jak i latyńskim – co jest kolejnym dowodem na wpływy kulturowe Etrusków w początkach kształtowania się cywilizacji łacińskiej, rzymskiej.

ŚWIAT DZIECKA W STAROŻYTNYM RZYMIE

We florenckich Le Gallerie degli Uffizi otwarto wystawę „Przyjazne dziecku. Dorastanie w starożytnym Rzymie”. Ponad 30 dzieł, w tym rzeźby bóstw przedstawionych jako dzieci, figurki, gry i zabawki sprzed tysiącleci, można zobaczyć na wystawie, która w nowatorski sposób porusza niezbadany dotąd temat. 

Eksponaty dobrano tak, by pokazać różne momenty codziennego życia dzieci w czasach Cesarstwa Rzymskiego. Narodziny, obrzędy przejścia do dorosłości, szkoła, rozrywka, relacje ze zwierzętami czy wreszcie uczucia radość, smutek, lęk – to tylko niektóre z tematów, które odwiedzający znajdą w posągach, sarkofagach, płaskorzeźbach i przedmiotach codziennego użytku, takich jak zabawki. Historię tworzą wielcy ludzie, ale przecież i oni byli dziećmi. Także bóstwa rzymskiego panteonu miały swoje dzieciństwo, czasami pełne przygód i trudne, takie jak Herkules czy Bachus. Zwiedzając wystawę można zupełnie ich nie rozpoznać w tych pucułowatych, bardzo po ludzku naturalnych dzieciach.  

Od kilku miesięcy w Uffizi realizowany jest program umożliwiający percepcję sztuki przez najmłodszych, także i tu, na ekspozycji pokazującej świat dziecka, nie mogło zabraknąć szeregu udogodnień takich jak, częściowo niżej postawione rzeźby, opisy dzieł dostosowane do wieku, czy komiksy-przewodniki zaprojektowane przez Stefano Piscitellego. W ten sposób dzieci mogą spojrzeć w twarze swoich rówieśników sprzed 2 tysięcy lat. Jak powiedział dyrektor Uffizi Eike Schmidt: 

Dla nas jest to okazja zwrócenia się do grupy wiekowej, która jest mało brana pod uwagę na polu artystycznym, zarówno jako temat, jak i publiczność. Sztuka to nie tylko rzecz dla dorosłych, a niniejszy przegląd to potwierdza, wprowadzając zaangażowanie między rówieśnikami na przestrzeni wieków. Dzieci starożytnego Rzymu przemawiają do dzisiejszych dzieci tym samym językiem.

Wśród najważniejszych dzieł zobaczyć można, odrestaurowany specjalnie na wystawę, posąg Merkurego z małym Bachusem (który po dziesięcioleciach wrócił do florenckich zbiorów), niezwykle cenną i rzadką lalkę z kości słoniowej z III wieku naszej ery (nigdy wcześniej nie wystawianą), czy wreszcie figurkę gladiatora wyposażoną w modułowe akcesoria (podobnie jak we współczesnych zabawkach). Szczególną wartość ma także zbiór figurek tanagryjskich –  to rodzaj statuetek nagrobnych z epoki helleńskiej i rzymskiej.

Wystawa trwa do 24 kwietnia 2022 roku. Szczegółowe informacje www.uffizi.it

ROBERTO BENIGNI ZE ZŁOTYM LWEM ZA CAŁOKSZTAŁT KARIERY!

Wczoraj na weneckim Biennale uhonorowano jednego z najwybitniejszych włoskich aktorów, Roberto Benigniego, wręczając statuetkę Złotego Lwa za dokonania w trakcie całej, niezwykłej kariery.

Podziękowania zamieniły się we wzruszające „show”, płynące jak zawsze z gorącego serca. Najpierw były podziękowania bardziej „oficjalne” – dla prezydenta Mattarelli (z żartobliwą prośbą, by pozostał na stanowisku „przynajmniej do mundialu w Katarze”), potem dla wielu kolegów po fachu, znakomitych reżyserów i aktorów, z którymi Benigni współpracował: Bertolucciego, Felliniego, Troisiego, Jarmusha czy wreszcie Garrone (to w jego ostatnim filmie „Pinokio” Roberto stworzył wielką kreację).

Jednak najważniejsze słowa podziękowania Benigni skierował do swojej żony Nicoletty Braschi. Mówił m.im.: „Mój sposób mierzenia czasu polega na odmierzaniu czasu z Tobą i bez Ciebie, jesteśmy ze sobą od czterdziestu lat, ta nagroda należy do Ciebie i Ty zadedykuj ją komu chcesz”. Potem zaś dodał: „Ten lew? Do mnie należy tylko ogon, by poruszać nim wesołość, ale skrzydła są Twoje. Jeśli cokolwiek potrafiło wznieść się w powietrze, to tylko… dzięki Tobie!”

Jak zawsze – Roberto to eksplozja emocji, pięknych uczuć i myśli. I za to wszyscy go kochamy!

Także i my, jako społeczność polska spod znaku Faro d’Italia składamy serdeczne gratulacje wielkiemu Roberto Benigniemu!

TU KOMISARZ MONTALABNO!

Symbol włoskiego kryminału – zarówno w wersji książkowej, jak i telewizyjnej. Komisarz Montalbano, grany przez Lukę Zingarettiego zagościł na platformie Netflix, więc polscy widzowie mogą oglądać przygody sycylijskiego detektywa-policjanta począwszy od pierwszych sezonów serialu wyprodukowanego przez telewizję RAI.

„Montalbano sono” – odzywa się głos w słuchawce – „Tu komisarz Montalbano!”. Charakterystyczna twarz i pewny siebie głos Zingarettiego to już włoski klasyk kryminału, coś na kształt naszego starego „07 zgłoś się”, kultowego serialu, z którego teksty weszły na trwałe do języka. Za powstaniem włoskiej serii kryje się jednak leżąca u podstaw scenariuszy literatura – cykl „giallo” („żółtymi” nazywają Włosi książkowe kryminały wydawane do tej pory z charakterystycznymi żółtymi grzbietami i okładkami) autorstwa Andrei Camilleriego. Camilleri pierwszą książkę z serii o „Komisarzu Montalbano” wydał w 1994 roku, nosiła tytuł „Kształt wody” i stała się początkiem serii, mającej przynieść mu światową sławę. Camilleri zmarł dwa lata temu, 17 lipca 2019 roku, był pisarzem, scenarzystą, aktorem, wykładowcą w szkołach artystycznych. Los chciał, że to właśnie jego student, aktor Luca Zingaretti (prywatnie brat polityka Nikoli Zingarettiego) został protagonistą w filmach opartych na książkach o Montalbano. Andrea Camilleri urodził się w Porto Empedocle na Sycylii, mieszkał w Rzymie, wykładał w Narodowej Akademii Sztuki Dramatycznej

Pisarz Andrea Camilleri na ulubionej kanapie swojego rzymskiego domu, pogrążony w lekturze. MARIO DE RENZIS/ANSA/DEF

Pierwszy sezon „Komisarza Montalbano” ukazał się w 1999 roku – do dzisiaj na ekranie pojawiło się ich już piętnaście. Każdy składa się z niewielkiej liczby odcinków, czasem są to dwa, czasem cztery odcinki. To, co przekonuje wiernych widzów do śledzenia losów Montalbano to nie tylko zgrabne intrygi kryminalne, ale też ciekawe postaci, charyzma głównego bohatera i jego romansowe przygody. Ale też niewątpliwym walorem serialu są przepiękne widoki Sycylii – małych miasteczek, wybrzeża morskiego i gór. Komisarz Salvo Montalbano, facet o nietuzinkowym charakterze, policjant chadzający własnymi drogami, rozwikłuje zagadki kryminalne w małej, uroczej sycylijskiej miejscowości Vigata. Próżno jednak jej szukać na mapie, Vigata to miasteczko fikcyjne, a zdjęcia kręcone są przede wszystkim w Scicli. Co ciekawe jednak, ta sycylijska fikcyjna geografia, którą w swoich książkach stworzył Camilleri to więcej miejscowości, które nazwami i topografią odpowiadają prawdziwym miejscom. I tak Vigata odzwierciedla Porto Empedocle, miejsce urodzin autora, zaś leży w fikcyjnej prowincji Montelusa (naprawdę to Agrigento). Pojawiają się w książkach z serii oraz w filmach takie miejscowości jak Merfi zamiast Menfi, Fiacca zamiast Sciacca, Realmonte to prawdziwe Monterreale, Aragona to Ragona, Lampedusa zamienia się zaś w miasto Sampedusa i tak dalej.

Scicli – Vigata z serialu „Il commisario Montalbano”

Jeśli do tej pory nie poznaliście komisarza Montalbano, to nie pozostaje nic innego niż włączyć telewizję i zanurzyć się w opowieść stworzoną piórem Andrei Camilleriego oraz aktorskim talentem Luki Zingarettiego. Polecamy także niezawodną kolejność odbioru dzieł – najpierw lekturę kryminałów, które ukazywały się także na polskim rynku księgarskim.

KROKODYLE ŁZY – PO TRZĘSIENIU ZIEMI W MARCHE!

Te dwa murale powstały jako swego rodzaju artystyczny wyrzut sumienia. Mówią o tym, jak łatwo się zapomina. Mija dzisiaj równo 5 lat od tragedii, która spotkała region Marche – trzęsienia ziemi z 24 sierpnia 2016 roku.

Dla upamiętnienia strat i ofiar, ale też dla podkreślenia tego, że wówczas, tuż po trzęsieniu wylewano morze łez, ale potem zapomniano o ludziach, zniszczonych miasteczkach i domach… Murale przedstawiające płaczącego krokodyla oraz ślimaka powstały w Colleiano, w gminie Roccafluvione, prowincja Ascoli Piceno. Dzieła o wielkości 6 x 7 m każde zostały wykonane przez artystów podpisujących się jako Andrea Tarli e URKA, pod dyrekcją grupy artystycznej Arte Pubblica & Muri a perdere.

Całość nadzorowana jest przez otwarte „Muzuem Otwarte” w Marche czyli MAdAM — museo aperto d’arte marche. Mural przedstawiający ślimaka, wykonany przez URKĘ nosi tytuł „Riders on the storm” a jego sens jest oczywisty – chodzi o powolne tempo odbudowy zniszczeń. Oto mieszkańcy terenów dotkniętych nieszczęściem muszą od pięciu lat borykać się z biurokratyczną burzą problemów i przeszkód.

Andrea Tarli to artysta samouk, czerpiący inspiracje z prac na wystawie Andrei Pazienzy. Jego dzieło to aligator płaczący nad ruinami budynków, które symbolizują niedotrzymane obietnice pomiędzy którymi stoi jedynie stabilnie… bank, symbol systemu ekonomicznego i biurokratycznego…

FERRAGOSTO — czyli ferie Augusta!

15 sierpnia to tradycyjny dzień wolny w Italii już od… dwóch tysiącleci. W samym terminie „Ferragosto” ukryta jest odpowiedź na pytanie, jak doszło do tego, iż odgórnie ustalono, że tego właśnie dnia Rzymianie powinni odpoczywać. Wszystko stało się w roku 18 przed Chrystusem, gdy cesarz Oktawian August ustalił i nakazał, by to właśnie tego dnia obywatele rzymscy odpoczywali – w trakcie Feriae Augusti (wakacji Augusta).

Święta takie jak Consualia (dotyczące boga Conso) czy Vinalia Rustica były związane ze zbiorami plonów i żniwami, Ferragosto dawało szansę świętowania i ucztowania, a później zwyczaj został adaptowany przez Kościół Katolicki i zamieniony w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, czyli Matki Bożej Zielnej.

W trakcie Ferragosto (inaczej mówiono Augustali), nie tylko odpoczywano, czy ucztowano po tygodniach ciężkiej pracy. Urządzano bowiem także wyścigi – koni, wołów, osłów czy mułów. Pamiątką tego zwyczaju jest urządzane 16 sierpnia w Sienie „palio”czyli wyścigi konne miejskich dzielnic (contrad).

Jednak prawdziwy boom wyjazdów czysto turystycznych – na zwiedzanie innych miast czy do morskich kurortów — wystąpił dopiero w epoce faszyzmu, w latach 20. i 30. XX wieku. Do dzisiaj właśnie w ten dzień korkują się autostrady, a Włosi jeżdżą odpocząć nad morze. Także Rzymianie. Sam Rzym często pustoszeje w Ferragosto i niektórzy polecają by to właśnie w czasie Augustali przyjeżdżać do Wiecznego Miasta.

OSTUNI – BIAŁE MIASTO – PERŁA APULII!

Jedno z najbardziej zachwycających miast w Italii, apulijska Ostuni olśniewa bielą ścian domów. Ta tradycja miała jednak inne podłoże, niźli estetyczne.
W średniowieczu mieszkańcy doszli do wniosku iż promienie słońca odbijające się od tylu białych powierzchni będą oślepiać ewentualnego wroga — gdyby usiłował atakować miasto za pomocą np. ostrzału byłoby mu trudno skupić wzrok na bijących światłem słonecznym płaszczyznach.

W XIX wieku władze miejskie z innych jednak powodów zaczęły wydawać nakazy malowania domów jedynie w kolorze białym. Chodziło o kwestie związane z higieną i epidemiami, które dręczyły mieszkańców po okresach wyniszczającej suszy. Mieszkańcy byli przekonani, iż biel ułatwia zatrzymanie ataków różnych chorób.

Teraz biel jest już częścią dziedzictwa tego pięknego miasta położonego, jakże malowniczo, na trzech wzgórzach o wys. 218 m. n.pm.

Tak czy siak „białe miasto” zachwyca od wieków. W tym artystów i wiele znanych postaci. Niektórzy z nich formułowali zresztą swoje „teorie” na temat tego, dlaczego miasto jest białe. Pisarz Tonino Guerra nazwał je kiedyś kroplą mleka na piersi Apeninu. Dziennikarz Ettore Della Giovanna w 1941 roku, gdy przyglądał mu się zakrzyknął z zachwytem, iż biel Ostuni jest „doprowadzona do absurdu”.

Czy tak jest w istocie? O pięknie Ostuni być może najlepiej przekonać się samemu, w trakcie wakacyjnych wojaży…