El paron de casa czyli wenecki pan domu 

Dzwonnica świętego Marka w Wenecji nie jest oszałamiająco wysoką wieżą, za to najwyższą w mieście, które „wykradziono wodzie”. Przynależy do bazyliki, choć jest budynkiem wolnostojącym na placu patrona Serenissimy, i to właśnie ona stała się m.in. symbolem miasta powstałego na lagunie. Na samym jej szczycie, wieńcząc budowlę, znajduje się błyszcząca w słońcu figura Archanioła Gabriela, a pod jej dachem oczywiście mieszkają dzwony. Nie są jednym, wieloelementowym instrumentem tak jak belgijskie carillony,odlane przez flamandzkich ludwisarzy, ale stanowią zespół dzwonów, które mają własne imiona, swoje tonacje, a każdy z nich bije w konkretnych okolicznościach. Zdarza się, że biją razem, ale musi to być wyjątkowe wydarzenie, które nakazuje uruchomić wszystkie ich serca jednocześnie.

Wszędzie tam, gdzie dzwon ma służyć odmierzaniu czasu, zwoływaniu ludzi, informowaniu, biciu na alarm, albo na chwałę, zawieszony jest na wysokiej wieży, by jego głos mógł brzmieć jak najdonośniej, niosąc dźwięk jak najdalej. Pewnie. Istnieją cudowne, wspaniałe dzwony o ogromnych rozmiarach, które pozostają dziełami sztuki ludwisarskiej i które częstokroć mają wielkie znaczenie historyczne oraz symboliczne dla całych narodów. Takim dzwonem w Polsce jest oczywiście wawelski Zygmunt, a we Francji Emmanuel, wiszący w południowej wieży Notre Dame w Paryżu. Mówi się, że sama muzyka dzwonów jest w pewnym sensie odwzorowaniem kosmicznego uniwersum, czyli wszystkiego tego, co człowieka otacza, a także jego samego jako cząstki wszechświata. To bardzo metaforyczne ujęcie. Jedno jest pewne, w kręgu europejskiej cywilizacji dzwon stał się po prostu nieodzownym elementem życia, stał się poniekąd także jej symbolem. To dlatego wieże dzwonnicze są tak częstym elementem architektonicznym Europy. 

Mieszkańcy Serenissimy zwą swoją campanilę w dialekcie weneckim: El paron de casa czyli pan domu i kochają ją szaleńczo. Pierwotnie było w niej sześć dzwonów: Renghiera– najmniejszy z nich, zwołujący na egzekucję i dlatego nazywany też Campana del Maleficio albo Campana dei Giustiziati; Pregadi to drugi pod względem wielkości dzwon, wzywający wiernych na uroczystości religijne; trzeci to Trottiera – dzwon, który wzywał patrycjuszy jadących konno na posiedzenia Wielkiej Rady; czwarty dzwon nosi imię Nona – kiedy będziecie w Wenecji, to właśnie jego granie usłyszycie w samo południe, tak dziś jak i kiedyś słyszeli je wenecjanie; piąty dzwon to La Marangona, największy z nich – jego bicie oznajmiało początek dnia pracy oraz pierwsze wezwanie na posiedzenie Wielkiej Rady; szósty dzwon, który niegdyś towarzyszył wszystkim pięciu, spadł z dzwonnicy w początkach XVIII wieku i rozbił się doszczętnie; jego imię to Campanone di Candia.

Fot. arch. autorki

W 1902 roku campanila wenecka, z powodu osłabień od nieustannych uderzeń piorunów, całkowicie się zawaliła. Natychmiast podjęto decyzję o odbudowie. Dziesięć lat później ukochana wieża Wenecjan znów górowała nad miastem.

Na szczyt dzwonnicy warto się dostać po niezapomniane wrażenia wizualne. Na campanile di San Marco można wejść schodami, albo wjechać widną, by móc ujrzeć na własne oczy wspaniałe widoki, które naprawdę zapierają dech w piersiach. Urzekają bogactwem i pięknem architektury powstałej na lagunie, błyszczącymi w słońcu złotymi kopułami budowli, lub białym blaskiem kościołów, pałaców, bibliotek, wszelkimi odcieniami brązu i czerwieni harmonijnych miejskich kamienic, do których wpływa się jakby wprost z błękitnego morza. Jedyne takie miasto na świecie.

Widok z dzwonnicy daje perspektywę, możliwość szerokiego, pełnego spojrzenia na dziejące się poniżej ludzkie sprawy, na tętniące życiem miasto, oraz spojrzenia w górę, w niezmierzony błękit nieba, nocą zaś na ciała niebieskie i gwiazdy. Wieża sytuuje znajdującego się w niej człowieka między dwiema rzeczywistościami. Jest oczywistym symbolem miejsca łączącego niebo i ziemię, miejsca w którym człowiek ma szansę na łączność z niebiosami, miejsca nieomal świętego. 

Może właśnie dlatego kierunek patrzenia: ziemia-niebo pozwolił Galileuszowi zaprezentować swój teleskop właśnie tutaj, na campanile di San Marco w Wenecji, dnia 21 sierpnia w 1609 roku… Pod inną campanile, w kaplicy Novitate w Santa Croce we Florencji, zostanie pierwotnie pochowany,  by wreszcie znaleźć miejsc spoczynku w kościele, a jego grobowiec stanie naprzeciwko grobowca Michała Anioła. Florencki Święty Krzyż to przecież takie włoskie mauzoleum wielkich ludzi.

Fot. arch. autorki

Być może także dlatego Lot Anioła – wenecka tradycja sięgająca XVI wieku, odbywa się właśnie z tej dzwonnicy? Ale tym razem już w orientacji innej niż galileuszowa: niebo-ziemia. Anioł z nieba spływa na ziemię pod postacią pięknej, młodej Wenecjanki ubranej w przepiękną suknię. Zjeżdża ona na linach z campanile na Plac św. Marka, inaugurując tym samym coroczny wenecki karnawał. 

Na marginesie mówiąc, wieża to także symbol ludzkiej pychy i upadku, jak to miało miejsce w przypadku wieży Babel, ale campanile to nie grozi zwłaszcza, że przecież Galileusz… con il suo cannocchiale allargava gli orizzonti delluomo. Będziemy więc i my patrzeć szerzej. 

Sardynia, Chiara i najdroższa tkanina świata

Nieopodal Sardynii leży niewielka wyspa włoska Sant’Antioco, gdzie mieszka pani Chiara Vigo. Co w tym niezwykłego, że jakaś zupełnie nam nieznana osoba mieszka na jakiejś wyspie, o której w ogóle mało kto słyszał? Otóż niezwykłe, a wręcz unikatowe jest to, że pani ta, jako jedyna osoba na świecie, potrafi wytwarzać tkaniny bisiorowe nazywane morskim jedwabiem, czyli – bisso marino. Miejscowość Sant’Antioco znajdującą się na wyspie o tej samej nazwie, 90 kilometrów od Cagliari, założyli Fenicjanie i to oni przekazywali z pokolenia na pokolenie technikę pracy i tkania tej niezwykle cennej tkaniny. A Chiara nauczyła się jej od babci… 

Historia owego materiału sięga głębokiej przeszłości i m.in. starożytnego Egiptu, a wspomnienie o nim możemy znaleźć nawet na kartach Biblii. Był wytwarzany na Sycylii, Sardynii i na francuskiej Korsyce, a głównym miejskim ośrodkiem jego produkcji był Tarent (miasto Taranto w Apulii), stąd italska nazwa bisioru – „tarantine”. Ubrania z tego materiału nosiły zamożne elegantki nie tylko w starożytności, ale też w wiekach średnich i renesansie, a także później: suknie, koszule, rękawiczki, szale, pończochy. Jedwab morski jest przepiękny i bardzo delikatny w dotyku, a jednocześnie niezwykle mocny i trwały. Ma brązowy kolor i jest lekko przezroczysty, a pod wpływem światła, choćby promieni słonecznych, mieni się i przybiera różnorakie odcienie barwy właściwej. Był i pozostaje z pewnością nadal najdroższym materiałem na świecie. Dlaczego? Jest bardzo trudny do pozyskania, ale o tym, za chwilę…

W dzisiejszym świecie zaawansowanej technologii, wysokiego poziomu materiałoznawstwa, jesteśmy w stanie wyprodukować syntetyczne zamienniki materiałów wytworzonych na bazie surowców naturalnych. Cóż z tego? Żadna technologia nie zastąpi w pełni i nie będzie w stanie zapewnić tkaninie takiej urody, delikatności i wytrzymałości jaką można uzyskać produkując ją z surowców pozyskiwanych wprost z natury, od zwierząt i roślin. Nie będę zabierać wam czasu pisząc o bawełnie i smutnej, chcąc nie chcąc, historii jej pozyskiwania, choćby morderczą pracą niewolników na plantacjach w Ameryce Północnej, czy o lnie wytwarzanym w żmudnym procesie moczenia i czesania łodyg, a następnie przędzenia, dla przykładu w dawnej Polsce. Nie będę pisać o wełnie ze zwierzęcego runa wyrabianej przez ludy północy np. Szkotów (ani o złotym runie Argonautów, tym bardziej), czy zwierzęcych skórach okrywających Wikingów. Nie napiszę też ( bo już pisałam niegdyś na Faro o książce „Jedwab”) o morwowym jedwabiu, którego włókna pozyskiwane są z kokonów jedwabników morwowych lub dębowych, a  technologię jego produkcji znamy wprost z Chin, gdzie królował przed wiek wiekiem. Napiszę za to o jedwabiu, który pozyskuje się z morza, od zwierzęcia zwanego małżem (omułkiem). Czym zatem jest tak naprawdę ów jedwab zwany bisiorem? Jest wiązką nici powstających z wydzieliny małża, która bardzo szybko krzepnie. Małż za pomocą skrzepniętej wydzieliny gruczołu bisiorowego znajdującego się u nasady jego nogi, dzięki tym wytworzonym przez siebie „złotym nitkom” przytwierdza się swobodnie do dna morskiego. Mowa tu o małżu o nazwie Pinna Nobilis (Przyszynka Szlachetna) zamieszkującym Morze Śródziemne. Przez setki lat służył ludziom, lecz dziś jest gatunkiem zagrożonym, a jego połowy są po prostu zabronione. Dlatego pozyskanie materiału i utkanie zeń jedwabiu morskiego staje się z biegiem lat coraz trudniejsze. Istnieją wciąż inne gatunki małży wytwarzających wydzieliny gruczołu bisiorowego, ale jest ich niewiele – w Polsce to Racicznica (Dreissena Polymorpha). Kiedy małż wytwarza perłę, cierpi. Jego delikatne wnętrze obudowuje wydzieliną uwierające je ziarnko piasku. Przyszynka szlachetna nie cierpi, kiedy oddaje swoje „złote nici”. Może się od nich uwolnić w każdej chwili, bez bólu. To pocieszające. 

Prace Chiary Vigo odwiedziły cały świat w tym paryski Luwr i londyńskie Muzeum Brytyjskie. Są absolutnie unikatowe i stanowią prawdziwie bezcenne dziedzictwo kulturowe zarówno Italii, jak i Europy i całego świata. Nie wiem dlaczego, ale suknia z bisioru kojarzy mi się bezpośrednio z mithrilem, który Bilbo Baggins przekazał Frodowi w celu obrony przed złem („Władca pierścieni” J.R.R. Tolkien). Są zasadniczo inne – realizm kontra magia – ale łączy je wiele: unikatowość, piękno i trwałość (moc także przetrwania). Da Bóg, może kiedyś na własne oczy bisior zobaczę. Mithril na zawsze pozostanie w wyobraźni.

Inspiracja i konsultacja biologiczna: Aleksandra Ziółek 

foto: eHabitat.it; sardinia12.com; italiani.it

Primavera del Prosecco

Włochy od zawsze przywołują skojarzenia pięknych miejsc, ogromnej ilości zabytków, ale też smacznej kuchni i dobrego wina. Każdy region może poszczycić się swoim lokalnym wyrobem z którego słynie i jest dumny. W Veneto takim produktem jest prosecco, wino musujące, które obecnie jest eksportowane w ogromnych ilościach na cały świat. Od dwudziestu lat trwa na nie nieprzerwany boom i można je dostać w restauracjach różnych państw. A w Italii po prostu nie można wyobrazić sobie miejsca, w którym nie byłoby serwowane na aperitivo. Właśnie w tych dniach odbywa się w regionie tzw. Primavera del Prosecco Superiore, czyli wiosenne spotkania z winem. 

Wydarzenie to jest już tradycją na wzgórzach położonych między miejscowościami Conegliano i Valdobbiadene, wpisanych zresztą 9 lipca 2019 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. To mała, historyczna część, całego terytorium prosecco. To tu powstaje najlepszej jakości Prosecco Superiore DOCG i Cartizze, co producenci wyraźnie i dumnie podkreślają. Po dwóch latach nieobecności z powodu pandemii w tym roku powrócił ów wiosenny festiwal (w tym roku będzie on trwał do 12 czerwca) i w końcu winnice i okoliczni mieszkańcy mogą należycie świętować sukces. Zorganizowano 17 wystaw wina (zwane po prostu Le Mostre) w różnych miasteczkach, których społeczność oferuje podróż przez historię, kulturę, przyrodę oraz połączenie wyrafinowanych degustacji z kosztowaniem tradycyjnych potraw.

Le Mostre narodziły się ponad 50 lat temu w celu pokazania i promowania produktu dobrej marki regionu Treviso. Alta Marca jest dziś odnoszącym sukcesy obszarem winiarskim, a ludzie tam mieszkający czują się opiekunami swego terytorium. To zobowiązanie wobec historii i kultury picia prosecco, bo tutaj, na wzgórzach, ziemia i winogrono Glera uprawiane są od XVII wieku.

Aby kultywować, ale też chronić i promować ten szczególny obszar, w 1946 roku, w miejscowości San Pietro di Barbozza, powstało bractwo zwane Confraternita del Prosecco di San Pietro di Barbozza. Założycielami byli absolwenci najstarszej szkoły enologicznej we Włoszech Cerletti Institute w Conegliano otwartej w 1876 roku. Do bractwa mogą wstąpić tylko osoby, które ukończyły kierunek enologiczny. Celem wszystkich jest praca na rzecz rozwoju stowarzyszenia i pielęgnowania tego swoistego królestwa Dionizosa.

Bractwa Prosecco powstało w odpowiedzi na niepewne warunki okresu powojennego, kiedy rolnikom potrzebna była pomoc zarówno moralna, jak i materialna. Wszystko to otrzymali od członków konfraterni, dzięki czemu przetrwali ten trudny dla całej Italii okres. W San Pietro di Barbozza znajduje się sala degustacyjna Sala Degustazione Varaschin – Casa Brunoro, gdzie można umówić się na degustację i posłuchać o początkach prosecco i bractwa.

Efektem tej ciężkiej pracy i umiłowania człowieka do uprawy winorośli jest piękny krajobraz usiany winnicami, gospodarstwami wiejskimi, małymi zamkami i willami, opactwami, klasztorami i kościołami. To wszystko tworzy szczególną relację między pięknem wiejskiej kultury a sztuką, stwarza pragnienie wędrówki po urokliwych drogach regionu. Tu życie płynie wolniej, a jazda po La Strada del Prosecco (Droga Prosecco) to czysta przyjemność.

Link do strony i kalendarza wydarzeń (tylko w jęz. włoskim)

Primavera del Prosecco – sito ufficiale 

Możliwość umówienia się na degustację i posłuchania o bractwie Confraternita del Prosecco di San Pietro di Barbozza

Enoturismo e Degustazioni – Cantine Varaschin

Il presepe – szopka bożonarodzeniowa we włoskiej tradycji

Ósmego grudnia – w dzień Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny – w Italii zaczyna się zwyczajowo okres świąteczny. Włosi ubierają choinki i przygotowują szopki. I o ile choinka nie zawsze gości w ich domach, to szopka jest niemal elementem obowiązkowym. Kiedy zostaną ustawione wszystkie figurki: Maryja z Józefem, trzej królowie, pasterze i zwierzęta, pozostaje tylko oczekiwanie na Jezusa, który zostaje ułożony w szopce tuż po północy w Wigilię. Skąd wzięła się we Włoszech tak silna tradycja il presepe?

Pierwszą żywą szopkę na świecie zainicjował św. Franciszek z Asyżu. Miało to miejsce w 1223 roku w małej, włoskiej wiosce Greccio położonej około 100 km na północ od Rzymu. Św. Franciszek przybył tam w 1209 roku i upodobał sobie to miejsce ze względu na jego skromny charakter i piękne położenie. Wioska usytuowana była między skałami i górowała na wysokości 700 metrów nad rozległym dorzeczem rzeki Rieti. Kiedy święty był w Palestynie zrodził się w jego głowie pomysł stworzenia szopki i uznał, że Greccio to będzie idealne miejsce na odtworzenie narodzin Zbawiciela. Poprosił swojego przyjaciela Giovanni Velita by pomógł mu ją przygotować. Szopka miała być prosta i zachowywać wszystkie elementy zgodne z pierwotną scenografią. Franciszkowi szczególnie zależało na tym, by tłumnie przybyli ludzie, i żeby ci, którzy nie potrafią czytać, zrozumieli historię oraz istotę narodzin Jezusa.

Sanktuarium w Greccio

Od tego czasu Greccio stało się symbolem wiary i kultury całego świata, symbolem dążenia do braterstwa i pokoju. Od 1972 roku odbywa się tam historyczna inscenizacja pierwszej szopki, która jest wielkim wydarzeniem i widowiskiem ze względu na położenie, wspaniałą scenografię, grę świateł jak i ogromne oddanie samych wykonawców.

Włosi przywiązują bardzo dużą wagę do przygotowań i wyglądu szopki. Il presepe to tradycja ważniejsza niż choinka. W wielu miastach i małych miasteczkach na placu, przy ratuszu czy w kościołach stoją zamiast choinki właśnie betlejemskie szopki. Mieszkańcy chętnie chodzą je podziwiać. Miasta rywalizują ze sobą i walczą o palmę pierwszeństwa na najpiękniejszą szopkę. Tak jest na przykład w miasteczku Manarola (Cinque Terre), gdzie na samym wzgórzu wystawiana jest największa oświetlona szopka, którą wpisano do księgi rekordów Guinnessa. Z kolei regiony Puglia, Umbria czy Marche słyną z upodobania do szopek żywych. To są piękne spektakle teatralne z wieloma aktorami, oglądać można też prawdziwe zwierzęta.W zależności od regionu szopki mogą się od siebie różnić, czasem dodawane są elementy charakterystyczne dla danego miejsca np. na Sycylii to gałązki drzewa pomarańczowego. 

Najsłynniejszą szopką betlejemską we Włoszech jest oczywiście ta wystawiana na placu świętego Piotra w Watykanie. Tę tradycję zainicjował w 1982 roku papież Jan Paweł II. Rok temu wzbudziła ona ogólnoświatowe kontrowersje, gdyż figury wykonane zostały w pracowni ceramiki artystycznej we włoskim regionie Abruzzo na przełomie lat 60. i 70. XX wieku i były charakterystyczne dla danej epoki, które według niektórych przypominały kosmonautów. 

Tegoroczna watykańska szopka przyjedzie z Peru, z wioski Chopcca, leżącej w Andach. W jej skład wchodzi 30 figur wykonanych przez pięciu znanych regionalnych artystów. Wszystkie postacie – Dzieciątko Jezus, Maryja, św. Józef, Trzej Królowie, pasterze – zostaną wykonane z agawy, uformowane w gipsie i pokryte tkaniną dekorowaną w sposób typowy dla Chopcca. W szopce znajdą się też zwierzęta typowe dla regionu Huancavelica, takie jak: lama, kondor, alpaka, wigonia, owce, wiskacze, flamingi, gęsi andyjskie. Odtworzona będzie również przyroda i architektura z Huancaveliki.

Z szopek i ich producentów słynie Neapol. Rzemieślnicy, przekazujący swe dziedzictwo z pokolenia na pokolenie, skupili się na jednej ulicy neapolitańskiej San Gregorio Armeno. Tętni ona życiem nawet w sezonie letnim i stała się atrakcją turystyczną miasta. Szopki różnej wielkości, często przykryte są szklanymi kopułami, oprócz nich kupić można wszelkiego rodzaju figurki, bowiem szopka neapolitańska odpowiada na coroczne trendy i zjawiska w historii świata czy kultury. Nie może zabraknąć ukochany piłkarzy z Napoli i oczywiście najważniejszego z nich… Maradony. 

Najważniejsza szopka jest wystawiana już w połowie października i nawiązuje do codziennego życia mieszkańców, jej tłem jest zwykle Neapol lub okoliczne krajobrazy. W tym roku przygotował ją utalentowany artysta Marco Ferrigno, który dał Trzem Królom karty Green Pass, bo jak zażartował: „to teraz obowiązkowe, szczególnie że mają do przebycia bardzo długą drogę, a czas trwania zielonej przepustki jest ograniczony – wygasa 6 stycznia”.

Ferrigno mówi też, że w Neapolu zawsze przez szopki ludzie opowiadali sobie to, co było w danym roku ważne. Był więc rok Maradony, podczas pandemii – maseczki na twarzach figurek, a teraz jest green pass. To jednak nie ma być zajmowanie jakiegoś stanowiska w sprawie, a raczej poszukiwanie okazji do rozmów i refleksji. Z kolei inny rzemieślnik Genny Di Virgilio wyposażył szopkę w zielone latarnie jako symbol solidarności i gościnności, w związku z dramatyczną sytuacją na granicy polsko białoruskiej.

Dla mnie jest jeszcze jedno miejsce na „mapie” włoskich szopek: małe,  ale bardzo urokliwe – to alpejska wioska Sottoguda w Dolomitach. Wpisana zresztą na listę „I Borghi più belli d’Italia” (www.iborghipiubelliditalia.it) czyli najpiękniejszych miasteczek Włoch.

Co roku mieszkańcy wystawiają przed swoimi domami mniejsze i większe szopki. Czasem zrobione z bardzo prostych przedmiotów. Jest tu też sklepik z rękodziełem artystycznym. Właściciel struga z drewna absolutnie przepiękne figurki do szopki betlejemskiej. A w związku z tym, że jesteśmy polsko-włoską rodziną nie mogło u nas zabraknąć il presepe i mamy właśnie taką wystruganą. 

Włoskie cmentarze

I nostri cari defunti – „nasi kochani zmarli” mówi się w Italii. 1 listopada to święto Ognissanti (Wszystkich Świętych), 2 listopada – Commemorazione dei Defunti (Wspomnienie Zmarłych). A cmentarze? We Włoszech to często skarbnice sztuki, ten wenecki leży na wyspie, w Pizie jest wpisany na listę UNESCO, a rzymski kryje szczątki wielu Polaków. 

Wenecja – z rozkazu Napoleona

W X wieku, na jednej z wysepek przy Wenecji – Cavana de Muran – zbudowano kościół pod wezwaniem św. Michała Archanioła. Wówczas zaczęto nazywać ją San Michele. Trzy wieki później przybył tam Zakon Kamedułów, który zbudował kompleks klasztorny i przebudował kościół. Po kamedułach przyszli franciszkanie, a potem w klasztorze utworzono więzienie. W 1804 roku do Wenecji przybył Napoleon. Historycy spierają się do dziś czy był w mieście jeden dzień czy kilka… tak czy inaczej wywarł on wielki wpływ na wygląd Serenissimy. Po pierwsze zamknął pierzeję na Placu św. Marka (czy można sobie wyobrazić, że plac ten wygląda inaczej niż obecnie?), a po drugie zakazał pochówków na małych cmentarzach przykościelnych (z punktu widzenia sanitarnego była to arcymądra decyzja). 

Cmentarzem miejskim miała być od tamtego czasu wyspa San Christoforo della Pace. Zaprojektował go Gian Antonio Selva, architekt Teatro La Fenice i Teatro Nuovo w Trieście. Pierwsze pochówki rozpoczęły się w 1813 roku, ale szybko stało się jasne, że wyspa jest za mała. I tak po ponad 20 latach połączono ją z sąsiednią San Michele nadając im przy okazji kształt kwadratu. 

Oczywiście nawet powiększenie wysp nie zaspokoiło potrzeb Wenecjan, dlatego obecnie są oni chowani na San Michele tylko na 10 lat, po tym okresie szczątki zostają przeniesione do do ossuarium na wyspę Sant’Ariano. Cmentarz San Michele przyjmuje z zasady tylko rodowitych mieszkańców Najjaśniejszej, ale oczywiście, jak to w życiu bywa, jest kilka wyjątków. Należą do nich m.in. Rosjanie: kompozytor Igor Strawiński i odnowiciel sztuki baletu Sergiej Diagilew, amerykański poeta Ezra Pound czy słynny austriacki matematyk i fizyk Christian Doppler. 

Piza – w cieniu Krzywej Wieży

Cały kompleks przy Piazza del Duomo w Pizie został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1987 roku. W jego skład wchodzi najsłynniejsza na świecie wieża, katedra, baptysterium i cmentarz – Camposanto Monumentale. 

Cmentarz Camposanto został założony w 1277 roku, aby pomieścić groby, które wcześniej były rozproszone wokół katedry. Jest jedną z najstarszych chrześcijańskich średniowiecznych nekropolii. Z II wyprawy krzyżowej przywieziono tu ziemię z Jerozolimy, którą rozsypano w środku cmentarza. 

W XVI wieku zaczęto grzebać tu profesorów Ateneo Pisano i członków rodziny Medyceuszy. Na początku XIX wieku cmentarz zyskał – jako jeden z pierwszych w Europie – status muzeum publicznego. I znów docieramy do czasów napoleońskich. Niesławny dekret Napoleona pozwalał na wywóz do Francji dzieł sztuki znajdujących się na terenie Włoch. Carlo Lasinio, kurator cmentarza ukrył na jego terenie rzeźby i obrazy, uratowane z kościołów i klasztorów Pizy, z wykopalisk archeologicznych i z samej katedry.

Cały teren cmentarny otacza mur, którego ściany wewnętrzne były pokryte wspaniałymi freskami Francesca Trainiego i Bonamica Buffalmacca, w większości ilustrujące „Boską komedię Dantego”. Pracowali tu także inni mistrzowie pędzla jak Taddeo Gaddi, Benozzo Gozzoli czy Antonio Veneziano.

27 lipca 1944 roku samoloty amerykańskie zbombardowały Pizę Zapalił się wówczas drewniany dach nad krużgankami, a ołów z pokrywających go płyt spłynął na freski. Niemal wszystkie freski zostały zniszczone. Ocalały nieliczne, które przeniesiono do Muzeum delle Sinopie w Pizie. 

Florencja – z widokiem na miasto

Cmentarz florencki, zwany Porte Sante czyli Święte Bramy, znajduje się na wzgórzu San Miniato al Monte, przed wejściem do bazyliki romańskiej zbudowanej przez benedyktynów w miejscu kościoła wczesnochrześcijańskiego, który według tradycji miała ufundować królowa longobardzka Teodolinda (w katedrze w Monzy można podziwiać ozdobioną przepięknymi freskami kaplicę Teodolindy). 

Do XIX wieku cmentarz był niewielki, chowano na nim tylko braci z Pia dei Spirituali. W 1854 roku został rozbudowany według projektów architektów florenckich – Niccoli Matasa, Mariana Falciniego, Tita Belliniego i Enrica Dante Fantappiégo. Pierwotnie cmentarz podzielony był na groby ziemne w centralnej części oraz kaplice i kolumbaria wzdłuż wałów. Od lat 70. XIX wieku nagrobki wzbogacano o krzyże, rzeźby i donice. 

Wśród pochowanych tam sławnych osób są m.in. Carlo Lorenzini czyli Carlo Collodi – autor „Pinokia”, trzy razy nominowany do literackiej nagrody Nobla pisarz Vasco Pratolini, Luigi Ugollini – piewca piękna Florencji, autor powieści biograficznych o wielkich artystach, rzeźbiarz Libero Andreotti czy wreszcie autor najsłynniejszej włoskiej książki kucharskiej Pellegrino Artusi. 

Rzym – Medytacja, Nadzieja, Miłosierdzie, Cisza

Nazywa się go po prostu Verano, to największy i najstarszy cmentarz rzymski znajduje się w dzielnicy Tiburtino, w sąsiedztwie Bazyliki św. Wawrzyńca za Murami. Została ona wzniesiona na rozkaz papieża Pelagiusza nad miejscem pochówku świętego Wawrzyńca. W starożytnym Rzymie ziemie te należały do wpływowej rodziny Verani, z której pochodziło wielu rzymskich senatorów – stąd nazwa cmentarza. Tutaj wybudowano katakumby św. Cyriaki i tu chowano chrześcijan. Współczesny cmentarz został założony (jakże by inaczej) za czasów napoleońskich w latach 1805-1814, a zaprojektował go Giuseppe Valadier (architekt m.in. Piazza del Popolo w Rzymie). Twórcą monumentalnej bramy wejściowej jest z kolei Virginio Vespignani. Cztery rzeźby symbolizują Medytację, Nadzieję, Miłosierdzie i Ciszę. 

1 listopada 1879 roku uruchomiono tramwaj konny, łączący cmentarz ze stacją Termini.

Cmentarz, ze swoimi niesamowitymi dziełami sztuki nagrobnej, stanowi swego rodzaj muzeum, jest nieocenioną wartością z punktu widzenia historii, sztuki i kultury. Niestety także i on mocno ucierpiał podczas bombardowań alianckich w czasie II wojny światowej. 

Na Verano pochowano wielu wybitnych ludzi kultury. Jest grób twórcy słów włoskiego hymnu – Goffredo Mameli zmarł w wieku 22 lat wskutek ran odniesionych podczas obrony Republiki Rzymskiej w 1849 roku. Swoje miejsce spoczynku znaleźli m.in. reżyser Vittorio De Sica, as przestworzy Franco Lucchini, wielki aktor Marcello Mastroianni, nauczycielka, pedagog, twórczyni metody wychowania Maria Montessori, pisarz Alberto Moravia, kompozytor Ennio Morricone czy reżyser Roberto Rossellini.

Na Cimitero del Verano leży też wielu Polaków: Karolina Lanckorońska – historyk sztuki, Aleksander Gierymski – malarz, Stanisław Klicki – oficer napoleoński i Powstaniec Listopadowy, Stefan Witwicki – poeta romantyczny czy wreszcie Włodzimierz Ledóchowski, generał jezuitów, brat św. Urszuli Ledóchowskie

BORGHETTO – MOST DO PRZESZŁOŚCI!

Wszystko tu zdaje się przypominać o wielowiekowej historii Borghetto. Veneto. Na granicy z Lombardią, w prowincji Werony znajduje się miasteczko Valeggio sul Mincio. Do niego zaś dochodzi droga z Mediolanu, którą podróżni docierali do miasta pokonując rzekę Mincio mostem wzniesionym pod koniec XIV wieku przez księcia mediolańskiego Gian Galeazzo Viscontiego.

Ten zachowany do dzisiaj w dużej mierze kamienny most, Il Ponte Visconteo, to w jakiejś mierze most do przeszłości – tyle wieków służył przybyszom kierującym się do miasta. Jego cel był jednak inny – przede wszystkim obronny, a Visconti nakazał budowę mostu jako części umocnień składających się na fortyfikacje chroniące niegdyś Weronę od zachodu a z jego punktu widzenia odwrotnie: wschodnie rubieże księstwa Mediolanu. Włączył most do linii fortyfikacyjnej wznoszonej przez ród Scaligerich zwanej il Serraglio. Składa się on z kilku części – odrębnych „twierdz” i zwany jest „długim mostem”, prowadzi przez rzekę Mincio i kanał Wergiliusza.

A Borghetto? Powstało jeszcze wcześniej – w czasach gdy stał tu most drewniany. Kilka budynków postawiono, by strzegły przeprawy i znajdował się tu średniowieczny punkt opłat – tu pobierano myto. Gdy wzniesiono most Viscontiego miasteczko nabrało znaczenia jako punkt obronny — to tutaj Napoleon stoczył bitwę z Austriakami w 1796 roku.

Borghetto jest na liście Stowarzyszenia Najpiękniejszych Miast i Miasteczek Italii. Już nie musi „strzec mostu”. Wystarczy, że zachwyca oko.

Foto za: @emmanuel_oluadejumo

RYNEK NA PIAZZA NAVONA – RZYM!

Kiedyś, gdy „rynek” był także faktycznym miejscem handlu – tak wyglądał plac Piazza NAVONA w Rzymie. I tak, albo przynajmniej podobnie, wyglądał od wieków a konkretnie od… 1477 roku. Datę znamy dokładnie, gdyż to w tym roku właśnie papież Sykstus IV nakazał by na piazza Navona przenieść targowisko z Kapitolu. Od tego czasu był tam już przez długie kolejne stulecia, także i wtedy gdy zarządzano kolejne przebudowy, wznoszono pałace i arcydzieła.

Jedno z nich to Fontanna Czterech Rzek (widać ją w tle). Fontannę wzniósł w latach 1647–1651 Giovanni Lorenzo Bernini. Fontana dei Quattro Fiumi została zbudowana z wykorzystaniem egipskiego obelisku sprowadzonego na polecenie papieża Innocentego X z ruin Cyrku Maksencjusza. Rio de la Plata, Dunaj, Nil i Ganges są ukazane przez symboliczne postaci, które odnoszą się do czterech rzek z czterech kontynentów. Na placu powstały także inne fontanny – Maura i Neptuna. To między nimi kupcy „parkowali” swoje wozy.

Na zdjęciach widać też fantastyczna zabudowę, którą papież Innocenty X powierzył Francesco Borrominiemu – to on sporządził projekty rozbudowy pałacu i kościoła Sant’Agnese in Agone, a plac zachwyca zwiedzających do dzisiaj. We współczesnych czasach na piazza Navona organizuje się jarmarki świąteczne.

Dawno już odeszli ludzie z tych zdjęć, którzy wypełniali gwarem piazza Navona, nie ma już przekupek i kupców, nie skrzypią osie wozów gromadzonych tu dziesiątkami, nie krzyczą już wesoło dzieci – one także już dawno umarły. Co więc zostało?

Woda w fontannach nadal płynie i nadal można usiąść na brzegu – może koło Gangesu lub Nilu i słuchać jak szeleszczą krople opowiadając dawne historie.

DACHY NAD SYCYLIJSKIM PACHINO!

Pachino. Południowe krańce Sycylii. 51 kilometrów od Syrakuz. Nazwa miasteczka pochodzi z fenickiego „pachum”, czyli „straż”. Fazello twierdził jednak, iż słowo pochodzi ze starożytnej greki i terminu „pachys”, czyli „żyzny”, „płodny”.

To w okolicach Pachino w 1943 r. siły Aliantów lądowały na Sycylii w trakcie operacji Husky.

Dzisiaj wznosimy się w sycylijskie niebo, by na Pachino spojrzeć z góry i odkryć przepiękny wzór układający się z dachów i równo wytyczonych ulic. I otwieramy Eneidę, by tam odnajdywać „Pachin”….

„Właśnie z Argos, Inacha opuszczając wieże,
Sroga Juno wracała na lotnym rydwanie,
Gdy Eneja i flotę Teukrów niespodzianie
Z sycylskiego Pachinu spostrzega w oddali.
Widzi, jak domy wznoszą, jak poopuszczali
Okręty. — Staje ciężko zbolała królowa”

„Lepiej ci brzeg Trynakrii, co z dala rozbłyska,
I Pachin minąć w pędzie, choć bieg się załamie,
Niźli Scyllę potworną choć raz w wielkiej jamie
Ujrzeć i psimi głosy szczekające skały”.

Wergiliusz, Eneida.

Foto za: Amate l’Archittetura

SCHODY W PALAZZO DELLO SPAGNOLO – NEAPOL!

Jeśli wybierzesz się na spacer w historycznym centrum Neapolu tę niezwykłą kamienicę znajdziesz przy Via Vergini 19 w dzielnicy Sanità. Została wzniesiona w 1738 roku na zamówienie markiza Poppano Nicolę Moscatiego. Rozpoznasz ją po pomarańczowej fasadzie, ale niczym specjalnym się nie wyróżnia. Mógłbyś ją minąć bardziej zainteresowany tym co wystawiono w sklepikach, niż tym, co ukryte w środku. Ale gdy wejdziesz do środka zobaczysz prawdziwe cudo. Schody…

Projekt przewidywał utworzenie klatki schodowej z dwiema bocznymi rampami nazwanymi „skrzydłami jastrzębia” a wykonał go Ferdinando Sanfelice. Francesco Attanasio był tym, któremu powierzono wykonanie rokokowych stiuków. Skończył je Aniello Prezioso. Te niesamowite schody miały pełnić, poza swoją oczywistą funkcją także inną, socjalną — miały być miejscem spotkań i rozmów.

W budynku często bywał Karol III Burbon, który w „palazzo” zatrzymywał się by zamienić konie na woły, jedyne zwierzęta które były w stanie dowieźć go na Capodimonte.

Pod koniec wieku XVIII pałac został kupiony przez pewnego szlachcica z Hiszpanii, Tommaso Atienzę, którego zwano po prostu „Hiszpanem”. Stąd i nazwa kamienicy – Palazzo dello Spagnolo. To on rozpoczął rozbudowę budynku, dodając do niego m.in. jedno piętro i przyozdabiając reprezentacyjne „piano nobile” freskami.

Gdy jednak przed nimi staniesz chłonąć będziesz nie tylko grę kolorów, ale przede wszystkim fantastyczną konstrukcję z punktu widzenia geometrii, załamanych linii, proporcji. Che bellezza!